- Co ty robisz? Wracaj! - Scooter wyglądał na załamanego.
Nie zwróciłem nawet na to uwagi i przeszedłem koło niego obojętnie. Wyszedłem tylnym wyjściem, gdzie już od progu obstąpiło mnie masę paparazzi.
- Justin, dlaczego przerwałeś koncert?
- Co było przyczyną twojego płaczu?
- Czy wyjeżdżasz z Londynu?
To tylko nie liczne z pytań, które tam padły.
Stanąłem przed kamerą i łapiąc oddech rzekłem:
- Pamiętajcie: Miłość jest najważniejsza, bo to ona sprawia, że jesteście szczęśliwi. Ja nie jestem, bo... straciłem ją. - blado się uśmiechnąłem i wsiadłem do swojego czarnego auta, prosząc kierowcę by zawiózł mnie na lotnisko.
Przez iPhona zamówiłem sobie bilet do LA, który miał być za pół godziny.
Wyłączyłem komórkę, by nikt nie mógł mnie namówić na powrót i krzyczeć jak wielkie głupstwo zrobiłem zbiegając ze sceny. Ale moim zdaniem nie miałem wyjścia. Wszystko się zawaliło. To co miało być czymś pięknym, niesamowitym, zamieniło się w krwawe okaleczenia na dłoni, smutek i ogromny ból.
Nie miałem nawet siły by użalać się nad sobą...
Gdy tylko ujrzałam jak Justin zbiegł ze sceny..
Z płaczem.
Poczułam jak cała dotychczasowa pełnia życia ze mnie znika. Nie miałam ochoty na uśmiech, a do tego wszystkiego byłam niesamowicie zła na Harrego.
- Musiałem to zrobić, inaczej wszystko by popsuł. - Harry objął mnie w talii.
Moje policzki aż zaczerwieniały od złości.
- Myślałem, że jesteś moim prawdziwym przyjacielem, który chce dla mnie szczęścia, ale jak widzę.... myliłam się. - szepnęłam ściszonym głosem. - Koniec z nami. Udawanym związkiem i nieprawdziwą przyjaźnią.
- Co!? - pisnął. - Nie możesz tego zrobić, ja... ja przecież cię kocham. - jęknął niemal niesłyszalnie.
W tej chwili na małym telewizorze w pokoju ukazał się obraz Justina, który mówi, że miłość jest najważniejsza.
- Wybacz, ale jestem taka jak on. - po raz ostatni spiorunowałam go wzrokiem i wyszłam zza kulis wchodząc na scenę.
Od razu podeszłam do mojego gitarzysty z prośbą, by powiadomił całą ekipę, że dzisiejszej nocy plany nieco się zmienią...
- Co powiecie na cover? - spytałam z cwaniackim uśmiechem patrząc na całą publiczność.
Oni zaraz zaczęli krzyczeć na całe gardło.
Już po chwili słychać było pierwsze nuty " Be alright " - czyli nasza ulubiona piosenka, którą oboje napisaliśmy. Tak, to ten piękny czas gdy wszystko było nowe. My, nasze plany na przyszłość i początek tego, co na pewno się nie skończyło.
- Wracamy? - spytała ucieszona Nicki. Ona również dość miała całej tej szopki. Wiedziałam, że ustawka to wymysł wytwórni, a nie jej. Zresztą ona i Harry to ciągłe kłótnie i wyzwiska.
Pokiwałem lekko głową ciesząc się jeszcze bardziej niż ona.
- A co z nim? - spytała po chwili zerkając na załamanego Harrego, który siedział w końce podczas gdy właśnie nadszedł czas na One Direction.
- Powiedz żeby spakowali szybko nasze rzeczy. Ja z nim pogadam. - odparłam.
Po chwili menadżerka odeszła, a ja wolnym krokiem podeszłam do Harrego.
- Hej. - usiadłam koło niego na podłodze.
- Zrozumiałem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, możesz już iść. - jęknął odwracając głowę w drugą stronę.
- Harry, przestań. Zawsze będziemy przyjaciółmi, bo ja też cię kocham. - lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Nigdy nie będę taki jak on, prawda? - spytał cicho.
- Nie. I nigdy nie próbuj być kimś innym. Jesteś wspaniałym chłopakiem i na pewno w końcu znajdziesz sobie wymarzoną dziewczynę. Ja ci to obiecuję.
- Ale to ty jesteś moją wymarzoną dziewczyną. - odrzekł patrząc głęboko w moje oczy.
- Ja znalazłam swoją drugą połówkę. - lekko zacisnęłam wargi i poczochrałem jego włosy.
Wstałam i podałam mu dłoń. Niepewnie ją ujął i również się podniósł.
- Do zobaczenia. - szepnęłam wtulając się w jego ramiona.
Tulił mnie mocno jakby nigdy nie chciał puścić, ale na pewno zrozumiał, że między nami nie może być nic większego niż przyjaźń. Ona wypełnia całe miejsce.
- Nie zapomnij o mnie, proszę.. - zawołał gdy już miałam wychodzić.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i pomachałam po raz ostatni.
Gdy tylko dojechałem do domu od progu przywitała mnie mama ściskając z całej siły.
- Tęskniłam za tobą. - przyznała.
- Ja za tobą też. - odparłem całując ją w policzek.
- Co się stało w Lon...
- Nie teraz mamo. Wszystko będzie jutro. Dziś jestem strasznie zmęczony dwunastogodzinnym lotem. - odparłem blado się uśmiechając.
- Dobrze kochanie. - odrzekła tym swoim potulnym, matczynym głosem.
Od razu pobiegłem na górę.
Wziąłem prysznic i starałem się by wszystkie dzisiejsze/wczorajsze wspomnienia stały się niczym.
Błagałem boga by zrobił mi pranie mózgu, by wymazał to co było gorsze od grzechu.
Nic nie zdziałało.
Położyłem się na łóżku i słuchając piosenek przez słuchawki zasnąłem...
Rano do mojego pokoju ktoś zapukał.
Przekręciłem się na drugą stronę i wciąż nie chciałem nic wiedzieć o świecie.
- Justin, masz gościa. - powiedziała mama.
Nie miałem nawet ochoty otwierać oczu bo był to z pewnością Scooter. Nie był wart tego, bym raczył na niego spojrzeć po tych męczących dniach.
- Niech spierdala. - szepnąłem chowając głowę w poduszce.
Usłyszałem jak mama na chwilę wstrzymała oddech. Pewnie nie spodobało się jej co powiedziałem..
- Na prawdę chcesz żebym poszła? - usłyszałem ten delikatny, kojący ton.
Od razu otworzyłem oczy, powoli się podniosłem i niepewnie odwróciłem głowę.
Tak, to ona.
To mój anioł, stał dwa metry ode mnie i delikatnie się uśmiechał.
Moje serce z wrażenia niemal nie wyrwało się z piersi.
Długo patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
- To ja może zrobię śniadanie. - odchrząknęła mama.
- Co ty tu robisz? - odezwałem się jako pierwszy.
- Na prawdę cię to interesuje? - cicho się zaśmiała. - Myślałam, że porozmawiamy o.... o wszystkim. - wzruszyła ramionami.
Bez wahania się zgodziłem energicznym kiwaniem głowy, od razu klepiąc miejsce tuż obok siebie.
- Nie wiem co powiedzieć.. - jej radosny wzrok błądził po pokoju.
- Tęskniłem. - rzuciłem wprost.
W końcu spojrzała na mnie lśniącymi, pełnymi energii oczami i szeroko się uśmiechając szepnęła " Ja również ".
- Na sam początek chcę żebyś wiedział, że ja i Harry to przyjaźń. Przynajmniej z mojej strony...
- Nie chcę o tym gadać. Wolę cieszyć się tym, że teraz tu jesteś. Ja wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale wciąż o tobie myślałem. Może to głupie, ale wydawało mi się, że jesteś gdzieś niedaleko.
- To zabawne... Ja też tak myślałam. - stęskniłem się za tym słodkim śmiechem.
Nie mogłem nasycić wzroku jej uśmiechem i tymi uniesionymi policzkami, które za każdym razem sprawiały, że miałem powód do uśmiechu...
- Może nie powinienem tego mówić, ale pomimo wielu przeszkód wciąż cię kocham.
- Dlaczego nie powinieneś?
- Bo nie wiem czy ty czujesz to samo.
Zapadła cisza.
Moje wargi aż zadrżały, bo kiedy nadzieja wróciła, ona teraz milczy... Nawet nie drgnie, tylko patrzy na taras i delikatni się uśmiecha.
Jedyne czego w niej nie lubiłem to tej tajemniczości, której na pewno brakowało Alice. Ona była łatwa do przewidzenia, zawsze wiedziałem o czym myśli, a kiedy zdarzało się, że nie wiedziałem, pytałem bez skrupułów, ale Carmen była inna. Nie mógłbym spytać wprost o czym myśli. Ona był jedyna w swoim rodzaju. Niepowtarzalna.
- Od naszej rozłąki minęło wiele czasu. Zdajesz sobie z tego sprawę? - spytała.
- Tak. - spuściłem głowę wiedząc, że to koniec.
- Ale pomimo czasu moje uczucia się nie zmieniły. - odrzekła.
Uniosłem głowę w szerokim uśmiechu i czułem jak rozpiera mnie energia. Mógłbym skakać, wrzeszczeć i szaleć, ale w tej chwili marzyłem o tym, by w końcu, móc dotknąć jej warg.
- Mogę? - szepnąłem z uśmiechem przybliżając się co raz to bliżej.
- Po to tu jestem. - odparła chichocząc.
I gdy tylko moje wargi spoczęły na jej słodkich ustach przez całe moje ciało przeszła fala gorąca.
Płonąłem.
Cieszyłem się tak, że niemożliwe było zachowanie powagi.
Nie teraz, gdy jej usta były moim polem, moim światem. Ona nim była, ona sprawiała, że chciałem budzić się przy niej co ranek.
Moja dłoń spoczęła na jej policzku.
- Kocham cię. - powtórzyła po raz kolejny tuląc się do mnie.
Przycisnąłem ją do siebie z całych sił.
Nie chciałem znów jej stracić. Raz na to pozwoliłem pomimo obietnic, ale to się nie powtórzy.
Nigdy.
PRZENIGDY.
Bo właśnie teraz, dzięki niej jestem szczęśliwy, radosny, pełen życia, energii i zdolny po prostu do największych głupstw.
- Pokazać ci coś? - spytała ze śmiechem powoli się ode mnie odrywając.
Odwróciła dłoń na stronie tętna i w miejscu nadgarstka widniał tatuaż z napisem: Your happiness is my happiness. Together forever. J + C ♥
Cóż... To rzadko się zdarza, ale tym razem nie mam nic do napisania, oprócz tego, że Was kocham i dziękuję za to, że jesteście tak zajebiste, że nie wiem. :)
Nie zwróciłem nawet na to uwagi i przeszedłem koło niego obojętnie. Wyszedłem tylnym wyjściem, gdzie już od progu obstąpiło mnie masę paparazzi.
- Justin, dlaczego przerwałeś koncert?
- Co było przyczyną twojego płaczu?
- Czy wyjeżdżasz z Londynu?
To tylko nie liczne z pytań, które tam padły.
Stanąłem przed kamerą i łapiąc oddech rzekłem:
- Pamiętajcie: Miłość jest najważniejsza, bo to ona sprawia, że jesteście szczęśliwi. Ja nie jestem, bo... straciłem ją. - blado się uśmiechnąłem i wsiadłem do swojego czarnego auta, prosząc kierowcę by zawiózł mnie na lotnisko.
Przez iPhona zamówiłem sobie bilet do LA, który miał być za pół godziny.
Wyłączyłem komórkę, by nikt nie mógł mnie namówić na powrót i krzyczeć jak wielkie głupstwo zrobiłem zbiegając ze sceny. Ale moim zdaniem nie miałem wyjścia. Wszystko się zawaliło. To co miało być czymś pięknym, niesamowitym, zamieniło się w krwawe okaleczenia na dłoni, smutek i ogromny ból.
Nie miałem nawet siły by użalać się nad sobą...
Oczami Carmen
Gdy tylko ujrzałam jak Justin zbiegł ze sceny..
Z płaczem.
Poczułam jak cała dotychczasowa pełnia życia ze mnie znika. Nie miałam ochoty na uśmiech, a do tego wszystkiego byłam niesamowicie zła na Harrego.
- Musiałem to zrobić, inaczej wszystko by popsuł. - Harry objął mnie w talii.
Moje policzki aż zaczerwieniały od złości.
- Myślałem, że jesteś moim prawdziwym przyjacielem, który chce dla mnie szczęścia, ale jak widzę.... myliłam się. - szepnęłam ściszonym głosem. - Koniec z nami. Udawanym związkiem i nieprawdziwą przyjaźnią.
- Co!? - pisnął. - Nie możesz tego zrobić, ja... ja przecież cię kocham. - jęknął niemal niesłyszalnie.
W tej chwili na małym telewizorze w pokoju ukazał się obraz Justina, który mówi, że miłość jest najważniejsza.
- Wybacz, ale jestem taka jak on. - po raz ostatni spiorunowałam go wzrokiem i wyszłam zza kulis wchodząc na scenę.
Od razu podeszłam do mojego gitarzysty z prośbą, by powiadomił całą ekipę, że dzisiejszej nocy plany nieco się zmienią...
- Co powiecie na cover? - spytałam z cwaniackim uśmiechem patrząc na całą publiczność.
Oni zaraz zaczęli krzyczeć na całe gardło.
Już po chwili słychać było pierwsze nuty " Be alright " - czyli nasza ulubiona piosenka, którą oboje napisaliśmy. Tak, to ten piękny czas gdy wszystko było nowe. My, nasze plany na przyszłość i początek tego, co na pewno się nie skończyło.
- Wracamy? - spytała ucieszona Nicki. Ona również dość miała całej tej szopki. Wiedziałam, że ustawka to wymysł wytwórni, a nie jej. Zresztą ona i Harry to ciągłe kłótnie i wyzwiska.
Pokiwałem lekko głową ciesząc się jeszcze bardziej niż ona.
- A co z nim? - spytała po chwili zerkając na załamanego Harrego, który siedział w końce podczas gdy właśnie nadszedł czas na One Direction.
- Powiedz żeby spakowali szybko nasze rzeczy. Ja z nim pogadam. - odparłam.
Po chwili menadżerka odeszła, a ja wolnym krokiem podeszłam do Harrego.
- Hej. - usiadłam koło niego na podłodze.
- Zrozumiałem, że nie jesteśmy przyjaciółmi, możesz już iść. - jęknął odwracając głowę w drugą stronę.
- Harry, przestań. Zawsze będziemy przyjaciółmi, bo ja też cię kocham. - lekko się do niego uśmiechnęłam.
- Nigdy nie będę taki jak on, prawda? - spytał cicho.
- Nie. I nigdy nie próbuj być kimś innym. Jesteś wspaniałym chłopakiem i na pewno w końcu znajdziesz sobie wymarzoną dziewczynę. Ja ci to obiecuję.
- Ale to ty jesteś moją wymarzoną dziewczyną. - odrzekł patrząc głęboko w moje oczy.
- Ja znalazłam swoją drugą połówkę. - lekko zacisnęłam wargi i poczochrałem jego włosy.
Wstałam i podałam mu dłoń. Niepewnie ją ujął i również się podniósł.
- Do zobaczenia. - szepnęłam wtulając się w jego ramiona.
Tulił mnie mocno jakby nigdy nie chciał puścić, ale na pewno zrozumiał, że między nami nie może być nic większego niż przyjaźń. Ona wypełnia całe miejsce.
- Nie zapomnij o mnie, proszę.. - zawołał gdy już miałam wychodzić.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko i pomachałam po raz ostatni.
Oczami Justina
Gdy tylko dojechałem do domu od progu przywitała mnie mama ściskając z całej siły.
- Tęskniłam za tobą. - przyznała.
- Ja za tobą też. - odparłem całując ją w policzek.
- Co się stało w Lon...
- Nie teraz mamo. Wszystko będzie jutro. Dziś jestem strasznie zmęczony dwunastogodzinnym lotem. - odparłem blado się uśmiechając.
- Dobrze kochanie. - odrzekła tym swoim potulnym, matczynym głosem.
Od razu pobiegłem na górę.
Wziąłem prysznic i starałem się by wszystkie dzisiejsze/wczorajsze wspomnienia stały się niczym.
Błagałem boga by zrobił mi pranie mózgu, by wymazał to co było gorsze od grzechu.
Nic nie zdziałało.
Położyłem się na łóżku i słuchając piosenek przez słuchawki zasnąłem...
Rano do mojego pokoju ktoś zapukał.
Przekręciłem się na drugą stronę i wciąż nie chciałem nic wiedzieć o świecie.
- Justin, masz gościa. - powiedziała mama.
Nie miałem nawet ochoty otwierać oczu bo był to z pewnością Scooter. Nie był wart tego, bym raczył na niego spojrzeć po tych męczących dniach.
- Niech spierdala. - szepnąłem chowając głowę w poduszce.
Usłyszałem jak mama na chwilę wstrzymała oddech. Pewnie nie spodobało się jej co powiedziałem..
- Na prawdę chcesz żebym poszła? - usłyszałem ten delikatny, kojący ton.
Od razu otworzyłem oczy, powoli się podniosłem i niepewnie odwróciłem głowę.
Tak, to ona.
To mój anioł, stał dwa metry ode mnie i delikatnie się uśmiechał.
Moje serce z wrażenia niemal nie wyrwało się z piersi.
Długo patrzyliśmy na siebie w milczeniu.
- To ja może zrobię śniadanie. - odchrząknęła mama.
- Co ty tu robisz? - odezwałem się jako pierwszy.
- Na prawdę cię to interesuje? - cicho się zaśmiała. - Myślałam, że porozmawiamy o.... o wszystkim. - wzruszyła ramionami.
Bez wahania się zgodziłem energicznym kiwaniem głowy, od razu klepiąc miejsce tuż obok siebie.
- Nie wiem co powiedzieć.. - jej radosny wzrok błądził po pokoju.
- Tęskniłem. - rzuciłem wprost.
W końcu spojrzała na mnie lśniącymi, pełnymi energii oczami i szeroko się uśmiechając szepnęła " Ja również ".
- Na sam początek chcę żebyś wiedział, że ja i Harry to przyjaźń. Przynajmniej z mojej strony...
- Nie chcę o tym gadać. Wolę cieszyć się tym, że teraz tu jesteś. Ja wiem, że dawno się nie widzieliśmy, ale wciąż o tobie myślałem. Może to głupie, ale wydawało mi się, że jesteś gdzieś niedaleko.
- To zabawne... Ja też tak myślałam. - stęskniłem się za tym słodkim śmiechem.
Nie mogłem nasycić wzroku jej uśmiechem i tymi uniesionymi policzkami, które za każdym razem sprawiały, że miałem powód do uśmiechu...
- Może nie powinienem tego mówić, ale pomimo wielu przeszkód wciąż cię kocham.
- Dlaczego nie powinieneś?
- Bo nie wiem czy ty czujesz to samo.
Zapadła cisza.
Moje wargi aż zadrżały, bo kiedy nadzieja wróciła, ona teraz milczy... Nawet nie drgnie, tylko patrzy na taras i delikatni się uśmiecha.
Jedyne czego w niej nie lubiłem to tej tajemniczości, której na pewno brakowało Alice. Ona była łatwa do przewidzenia, zawsze wiedziałem o czym myśli, a kiedy zdarzało się, że nie wiedziałem, pytałem bez skrupułów, ale Carmen była inna. Nie mógłbym spytać wprost o czym myśli. Ona był jedyna w swoim rodzaju. Niepowtarzalna.
- Od naszej rozłąki minęło wiele czasu. Zdajesz sobie z tego sprawę? - spytała.
- Tak. - spuściłem głowę wiedząc, że to koniec.
- Ale pomimo czasu moje uczucia się nie zmieniły. - odrzekła.
Uniosłem głowę w szerokim uśmiechu i czułem jak rozpiera mnie energia. Mógłbym skakać, wrzeszczeć i szaleć, ale w tej chwili marzyłem o tym, by w końcu, móc dotknąć jej warg.
- Mogę? - szepnąłem z uśmiechem przybliżając się co raz to bliżej.
- Po to tu jestem. - odparła chichocząc.
I gdy tylko moje wargi spoczęły na jej słodkich ustach przez całe moje ciało przeszła fala gorąca.
Płonąłem.
Cieszyłem się tak, że niemożliwe było zachowanie powagi.
Nie teraz, gdy jej usta były moim polem, moim światem. Ona nim była, ona sprawiała, że chciałem budzić się przy niej co ranek.
Moja dłoń spoczęła na jej policzku.
- Kocham cię. - powtórzyła po raz kolejny tuląc się do mnie.
Przycisnąłem ją do siebie z całych sił.
Nie chciałem znów jej stracić. Raz na to pozwoliłem pomimo obietnic, ale to się nie powtórzy.
Nigdy.
PRZENIGDY.
Bo właśnie teraz, dzięki niej jestem szczęśliwy, radosny, pełen życia, energii i zdolny po prostu do największych głupstw.
- Pokazać ci coś? - spytała ze śmiechem powoli się ode mnie odrywając.
Odwróciła dłoń na stronie tętna i w miejscu nadgarstka widniał tatuaż z napisem: Your happiness is my happiness. Together forever. J + C ♥
♥ ♥ ♥
Cóż... To rzadko się zdarza, ale tym razem nie mam nic do napisania, oprócz tego, że Was kocham i dziękuję za to, że jesteście tak zajebiste, że nie wiem. :)
Tagi: 28
Oparłam głowę o okno i głośno wypuściłam powietrze z ust.
Po chwili usłyszałam jak moja komórka wibruje.
Harry.
Powoli zbliżyłam telefon do ucha.
- Przepraszam, ale ja nie mogłam na to patrzeć, on tam był, z nią był. Ja nie chciałam, nie mogłam... - z moich oczu poleciały pierwsze łzy.
- Carmen... - w słuchawce usłyszałam przejęty głos Justina.
Moje serce, oddech i mózg w jednej chwili przestały wykonywać swoje prace. W końcu, po raz pierwszy od tak długa usłyszałam jego głos. Ten, który mówił jak mnie kocha, ten który doprowadzał mnie do płaczu podczas śpiewania piosenki 'As long as you love me '.
Na mojej twarzy wymalował się niepowstrzymany uśmiech.
- Co ty..
- Chłopcy są w moim samochodzie. - odpowiedział na moje jeszcze niezadane pytanie. - Moglibyśmy się spotkać? - spytał jakby ściszonym głosem.
- Ja... ja nie wiem czy to dobry pomysł. - jęknęłam na myśl spojrzenia w jego czekoladowe oczy.
Oczywiście, bardzo tego chciała. Ba! Pragnęłam tego, lecz co mi po tym skoro on i tak na pewno nie chciał pogadać o 'nas' bo w sumie ' nas ' nie było. Był teraz on i ona, nie wiedziałam w tym wszystkim siebie.
- Będziesz na to skazana, bo obydwoje wystąpimy na Summer Balu. - w słuchawce usłyszałam jego słodki śmiech.
Na moimi ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Daj mi Harrego. - odparłam.
Nie chciałam dłużej poświęcać mu czasu. Nie chciałam żeby był w mojej głowie, a wręcz odwrotnie. Pragnęłam by jak najszybciej zniknął z mojej pamięci, moich myśli.
- Dobrze. - szepnął wypuszczając powietrze.
Wydawał się być zawiedziony, lecz dlaczego? Przecież i tak nic dla niego nie znaczyłam.
- Pojedziesz do mnie? - zapytał Harry.
I szlak by to wszystko trafił! Czy musiał zadać akurat to pytanie? Czy musiał je wypowiedzieć w identycznej kolejności co Justin? On mówił to tak samo, tak potulnie, bym tylko się zgodziła.
- Czemu nie. - uśmiechnęłam się lekko.
Przyjaciel podał mi adres swojego mieszkania, a następnie ja podałam go kierowcy i tak w ciągu pół godziny dojechaliśmy do mieszkania Harrego.
Wypakowałam z auta swoje walizki i czekałam przed pustym domem na chłopaka.
10 minut później duże, czarne auta podjechało. Otworzyły się szerokie drzwi i pierwsze co ujrzałam to jego cudowne, błyszczące oczy które skierowane były na mnie.
Patrzyłam na niego w takim skupieniu, jakim on patrzył na mnie, lecz na całe szczęście wszystko przerwał uśmiechnięty Harry.
- Widzimy się na próbie, cześć! - zawołał do reszty ekipy, jednocześnie obejmując mnie w pasie.
Wciąż patrzyłam na Justina, który gdy tylko ujrzał małego causa na mojej głowie, złożonego przez Harrego spuścił wzrok w dół i nic nie powiedział.
- Chodźmy już. - pogonił mnie Harry podczas gdy ja długo wpatrywałam się w miejsce gdzie jeszcze parę sekund temu stał samochód.
Weszłam do jego domu, gdzie już od progu zachwycił mnie jego wystrój. Było nieco staroświecko, lecz oczywiście nie zabrakło nowoczesnych elementów.
Gust Harrego.
Wziął moją walizkę i ruchem głowy popędził na górę.
- Jesteś zmęczona?
- Tak, trochę.. - mruknęłam.
- Chodź, pokarzę ci twój pokój. - lekko się uśmiechnął.
Tuż obok łazienki znajdował się niewielki pokój. Usiadłam na rogu łóżka i dokładnie się rozejrzałam.
- Dobranoc. - szepnął przybliżając się do mich warg.
Lecz kiedy dzieliły nas milimetry nie pozwoliłam, by nasze usta się spotkały. Przekręciłam głowę, dzięki czemu był w stanie musnąć tylko mój policzek.
- Dobranoc. - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
On również próbował się uśmiechnąć, lecz nie wyszło mu to do końca. Zgasił światło i wyszedł. Szybko zapaliłam małą lampkę i położyłam się na łóżku patrząc długo w sufit.
Była już czwarta nad ranem, a ja wciąż rozmawiałem z Zayan'em w moim hotelowym pokoju.
Wyciągnął ze mnie po prostu wszystko i długo zastanawiał się jakby zaradzić całej tej sytuacji.
- Na dobry początek porozmawiaj z Alice.
- Co? Chyba żartujesz, przecież ona się załamie jak jej powiem, że każda noc z nią nic dla mnie nie znaczyła. - zakpiłem.
- Justin, kurwa! - ze złości aż wstał. - Chcesz być z Carmen, czy nie?!
- No oczywiście, że TAK! - krzyknąłem.
- Więc idziesz teraz do tej tancereczki i powiesz jej, że to koniec!
Wziąłem głęboki oddech, poprawiłem włosy w lustrze ( odruchowo ) i odważnie pociągnąłem za klamkę.
- No to idę. - powiedziałem.
Gdy tylko otworzyłem drzwi w progu stało paru paparazzi. Mimo wszystko biegiem dostałem się do pokoju Alice.
- Heeeej. - zamrugała oczami od razu się na mnie rzucając. - Nie wiedziałam cię caaaałą noc, gdzie byłeś? - zdziwiła się. Położyłem ją na ziemi i zebrałem w sobie resztki odwagi.
- Alice, musimy porozmawiać.. - jęknąłem.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się cwaniacko nachalnie się do mnie zbliżając. Powoli ją od siebie odsunąłem i nawet nie wiem kiedy jej widok wypierał na mnie obrzydzenie. - Ej, o co chodzi? - zmarszczyła brwi.
- Wiesz... Myślałem trochę o nas. - głośno przełknąłem ślinę widząc jej podekscytowanie w oczach.
- I...? - zapiszczała z płonącym od radości wzrokiem.
- To koniec, nie możemy być dłużej razem. - powiedziałem na jednym oddechu od razu żałując, że palnąłem to tak prosto z mostu.
- Co? O czym ty mówisz? - roześmiała się przerażenie.
- Wiem, że zachowałem się jak idiota i przy tym cię skrzywdziłem, ale ja cię nie kocham, przykro mi... - spuściłem wzrok.
Po chwili na swoim policzku poczułem ogromny ból.
Uderzyła mnie, ale nie miałem jej tego za złe, wiedziałem, że na to w pełni zasłużyłem.
Po chwili wyszła z pokoju pozostawiając za sobą huk trzaskających drzwi.
Nieco się zdziwiłem stojąc wciąż miejscu, gdy po paru sekundach wróciła.
- Zapomniałam, że to mój pokój. - roześmiała się. - Wynocha. - w jednej chwili jej morderczy wzrok wrócił.
Byłem już u progu drzwi, gdy rzekła:
- Jerry to nic w porównaniu do tego co ma Alfredo. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię. - roześmiała się głośno zamykając mi przed oczyma drzwi.
Ze zdziwienia nie mogłem wydusić słowa, więc czym prędzej wróciłem do swojego pokoju.
- Co powiedziała? - spojrzał na mnie Zayn.
- Że Alfredo ma większego niż ja. - oburzyłem się siadając szybko na łóżku.
- Że co? - wyraźnie się zdziwił.
- Nie ważne. - przewróciłem oczami.
- W każdym razie zrozumiała?
- Chyba tak. - wzruszyłem ramionami.
- Świetnie. Pamiętasz co ustaliliśmy?
W głowie w jednej chwili miałem obraz tego co mam dziś zrobić.
- Tak. - odparłem stanowczo, choć w głębi duszy nic nie było dla mnie jasne. - Zyan... A co jeśli.. A co jeśli ona na prawdę kocha tego Harrego? - spytałem niemal drżącym głosem.
- Nie wiem Justin. Jeśli nie spróbujesz z nią pogadać, niczego się nie dowiesz. - wzruszył ramionami. - Widzimy się o 21 na Wembley. - uśmiechnął się i po chwili już nie było go w pokoju.
Przejechałem dłonią po jeszcze piekącym policzku i znów spuściłem wzrok, jednocześnie uśmiechając się do siebie na myśl jej słodkiego, przejętego głosu i tych cudownie błyszczących oczu.
Szybko wszedłem na tt i dodałem wpis:
@justinbieber dzisiejsza noc na Wembley będzie niesamowita!
Byłem pewien, że wszystko wyjdzie i będzie po mojej myśli. Że dzień na który tak długo czekam, okaże się dzisiejszym. Że to o czym marzę w końcu się spełni.
Wskoczyłem czym prędzej pod prysznic i radośnie śpiewając myłem włosy.
- Dobra pięknisiu, jesteś boski. - powiedział Ryan, który ostatni raz poprawił moją kamizelkę. (wygląd)
Spojrzałem w lustro i już wiedziałem jak wielki krzyk rozpocznie się na koncercie.
- Siema stary. - podszedł do mnie również gotowy Zayn.
- Mogę już iść? - spytałem nieco podirytowany tym, że babka układa moje włosy już od dwudziestu minut. Jakby przestraszona pokiwała głową i szybko odeszła.
- Widziałeś ją? - spytałem cicho.
- Tak, jest w naszym pokoju. Chłopcy są na próbie, więc zostaniecie sami. - odrzekł również szeptem.
Zacisnąłem zęby i nagle poczułem jak coś ściska mój żołądek, a moje dłonie stając się wilgotne. Nie denerwowałem się od tak długa, że już zapomniałem jakie to uczucie.
- Hej, Justin! - zawołał Zayn gdy już miałem iść w tamtą stronę. Pokazał, że trzyma kciuki i uśmiechnął się jednocześnie bardzo mnie wspierając.
Odszedł.
Zostałem sam i nie wiem ile czekałem tak by odważyć się nacisnąć klamkę.
Zacisnąłem wargi i przeszedłem przez próg drzwi. Od razu usłyszałem śmiechy i ciche piski. Schowałem się za ścianą i wychyliłem głowę.
Siedziała przed lustrem z żarówkami i spokojnie siedziała podczas gdy ją malowano. Jak zwykle była piękna, idealna. A gdy na jej twarzy gościł uśmiech, ja nie mogłem się powstrzymać by uczynić to samo. Długo tak na nią patrzyłem nie mogąc oderwać od niej wzroku, aż poczułem na swoim ramieniu szarpnięcie.
- Poco tu przyszedłeś? - spytał groźnie Harry.
- Chcę z nią porozmawiać, co nie mogę? - cicho się zaśmiałem kpiąc z niego.
- Nie, nie możesz. Idź stąd lepiej. - udał spokojnego, choć wiedziałem, że jego dłonie drżą ze złości.
Oburzyłem się. Że niby ja mogę jej zaszkodzić? Dobre.
- To nie zajmie długo. - próbowałem mu spokojnie wytłumaczyć.
Przewrócił oczami, cicho się roześmiał i mocnym uściskiem złamał mnie za koszulkę.
- Wypierdalał. - szepnął zaciskając wargi.
- Nie, dopóki z nią nie pogadam. - odrzekłem wyrywając mu się.
- Co ty tu robisz? - w progu stanęła Carmen.
- Chciałem Cię zobaczyć. - mruknąłem czując jak Harry wbija mi paznokcie w skórę.
- A pomyślałeś czy ona chce cię widzieć? Nie, bo ty myślisz tylko o sobie i o tym co jest dla ciebie ważne. Nie zdajesz sobie nawet sprawy ile bólu jej sprawiłeś tym, że nawet się nie odezwałeś. Teraz jest za późno. Żadne przepraszam, czy kocham cię nie wystarczy. - warknął ponownie mnie popychając.
Poczułem cios. Gdzieś w środku, gorszy niż fizyczny. Moje serce rozerwało się, pękło, ulotniło się w jednej chwili.
- Teraz jest za późno. - powtórzył uśmiechając się cwaniacko, po czym objął ją w pasie i szybko przybliżył swoje wargi do niej, mocno trzymając jej policzki, tak by przypadkiem się nie wyrwała.
Mój oddech gwałtownie przyspieszył, a wargi zadrżały.
Nie chciałem patrzeć na to jak on zajmuje moje miejsce, to ja powinienem tam stać, obejmować ją i sprawiać żeby była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, a tym czasem robiłem wszystko na odwrót. Nie mogłem myśleć o jej smutnych oczach.
Wyszedłem na scenę i nawet nie cieszył mnie ten tłum, który znajdował się na stadionie.
Zacząłem śpiewać piosenkę Die in your arms. Usiadłem na schodach i blado patrzyłem w tłum. Śpiewałem dla niej, o niej, lecz nie przy niej...
Moje gardło się zaciskało, słyszałem, że głos zaczyna drżeć.
Nie mogłem już dłużej udawać silnego.
Kilka łez spłynęło po moim policzku, otarłem je czym prędzej i zbiegłem ze sceny.
Dzień który miał zmienić tak wiele.... Zrobił to, choć nie tak jak myślałem.
Ja nie wiem jak Wy, ale ja traktuję Was jak przyjaciółki.
Nie mogę uwierzyć, że ludzie są tak niesamowici, Dziękuję!
Jeśli tylko bym mogła wyściskałabym Was każdą z osobna, najmocniej jak się da, choć to i tak mało w porównaniu do tego co WY robicie dla MNIE. : )
Po chwili usłyszałam jak moja komórka wibruje.
Harry.
Powoli zbliżyłam telefon do ucha.
- Przepraszam, ale ja nie mogłam na to patrzeć, on tam był, z nią był. Ja nie chciałam, nie mogłam... - z moich oczu poleciały pierwsze łzy.
- Carmen... - w słuchawce usłyszałam przejęty głos Justina.
Moje serce, oddech i mózg w jednej chwili przestały wykonywać swoje prace. W końcu, po raz pierwszy od tak długa usłyszałam jego głos. Ten, który mówił jak mnie kocha, ten który doprowadzał mnie do płaczu podczas śpiewania piosenki 'As long as you love me '.
Na mojej twarzy wymalował się niepowstrzymany uśmiech.
- Co ty..
- Chłopcy są w moim samochodzie. - odpowiedział na moje jeszcze niezadane pytanie. - Moglibyśmy się spotkać? - spytał jakby ściszonym głosem.
- Ja... ja nie wiem czy to dobry pomysł. - jęknęłam na myśl spojrzenia w jego czekoladowe oczy.
Oczywiście, bardzo tego chciała. Ba! Pragnęłam tego, lecz co mi po tym skoro on i tak na pewno nie chciał pogadać o 'nas' bo w sumie ' nas ' nie było. Był teraz on i ona, nie wiedziałam w tym wszystkim siebie.
- Będziesz na to skazana, bo obydwoje wystąpimy na Summer Balu. - w słuchawce usłyszałam jego słodki śmiech.
Na moimi ciele pojawiła się gęsia skórka.
- Daj mi Harrego. - odparłam.
Nie chciałam dłużej poświęcać mu czasu. Nie chciałam żeby był w mojej głowie, a wręcz odwrotnie. Pragnęłam by jak najszybciej zniknął z mojej pamięci, moich myśli.
- Dobrze. - szepnął wypuszczając powietrze.
Wydawał się być zawiedziony, lecz dlaczego? Przecież i tak nic dla niego nie znaczyłam.
- Pojedziesz do mnie? - zapytał Harry.
I szlak by to wszystko trafił! Czy musiał zadać akurat to pytanie? Czy musiał je wypowiedzieć w identycznej kolejności co Justin? On mówił to tak samo, tak potulnie, bym tylko się zgodziła.
- Czemu nie. - uśmiechnęłam się lekko.
Przyjaciel podał mi adres swojego mieszkania, a następnie ja podałam go kierowcy i tak w ciągu pół godziny dojechaliśmy do mieszkania Harrego.
Wypakowałam z auta swoje walizki i czekałam przed pustym domem na chłopaka.
10 minut później duże, czarne auta podjechało. Otworzyły się szerokie drzwi i pierwsze co ujrzałam to jego cudowne, błyszczące oczy które skierowane były na mnie.
Patrzyłam na niego w takim skupieniu, jakim on patrzył na mnie, lecz na całe szczęście wszystko przerwał uśmiechnięty Harry.
- Widzimy się na próbie, cześć! - zawołał do reszty ekipy, jednocześnie obejmując mnie w pasie.
Wciąż patrzyłam na Justina, który gdy tylko ujrzał małego causa na mojej głowie, złożonego przez Harrego spuścił wzrok w dół i nic nie powiedział.
- Chodźmy już. - pogonił mnie Harry podczas gdy ja długo wpatrywałam się w miejsce gdzie jeszcze parę sekund temu stał samochód.
Weszłam do jego domu, gdzie już od progu zachwycił mnie jego wystrój. Było nieco staroświecko, lecz oczywiście nie zabrakło nowoczesnych elementów.
Gust Harrego.
Wziął moją walizkę i ruchem głowy popędził na górę.
- Jesteś zmęczona?
- Tak, trochę.. - mruknęłam.
- Chodź, pokarzę ci twój pokój. - lekko się uśmiechnął.
Tuż obok łazienki znajdował się niewielki pokój. Usiadłam na rogu łóżka i dokładnie się rozejrzałam.
- Dobranoc. - szepnął przybliżając się do mich warg.
Lecz kiedy dzieliły nas milimetry nie pozwoliłam, by nasze usta się spotkały. Przekręciłam głowę, dzięki czemu był w stanie musnąć tylko mój policzek.
- Dobranoc. - odparłam z wymuszonym uśmiechem.
On również próbował się uśmiechnąć, lecz nie wyszło mu to do końca. Zgasił światło i wyszedł. Szybko zapaliłam małą lampkę i położyłam się na łóżku patrząc długo w sufit.
Oczami Justina
Była już czwarta nad ranem, a ja wciąż rozmawiałem z Zayan'em w moim hotelowym pokoju.
Wyciągnął ze mnie po prostu wszystko i długo zastanawiał się jakby zaradzić całej tej sytuacji.
- Na dobry początek porozmawiaj z Alice.
- Co? Chyba żartujesz, przecież ona się załamie jak jej powiem, że każda noc z nią nic dla mnie nie znaczyła. - zakpiłem.
- Justin, kurwa! - ze złości aż wstał. - Chcesz być z Carmen, czy nie?!
- No oczywiście, że TAK! - krzyknąłem.
- Więc idziesz teraz do tej tancereczki i powiesz jej, że to koniec!
Wziąłem głęboki oddech, poprawiłem włosy w lustrze ( odruchowo ) i odważnie pociągnąłem za klamkę.
- No to idę. - powiedziałem.
Gdy tylko otworzyłem drzwi w progu stało paru paparazzi. Mimo wszystko biegiem dostałem się do pokoju Alice.
- Heeeej. - zamrugała oczami od razu się na mnie rzucając. - Nie wiedziałam cię caaaałą noc, gdzie byłeś? - zdziwiła się. Położyłem ją na ziemi i zebrałem w sobie resztki odwagi.
- Alice, musimy porozmawiać.. - jęknąłem.
- Oczywiście. - uśmiechnęła się cwaniacko nachalnie się do mnie zbliżając. Powoli ją od siebie odsunąłem i nawet nie wiem kiedy jej widok wypierał na mnie obrzydzenie. - Ej, o co chodzi? - zmarszczyła brwi.
- Wiesz... Myślałem trochę o nas. - głośno przełknąłem ślinę widząc jej podekscytowanie w oczach.
- I...? - zapiszczała z płonącym od radości wzrokiem.
- To koniec, nie możemy być dłużej razem. - powiedziałem na jednym oddechu od razu żałując, że palnąłem to tak prosto z mostu.
- Co? O czym ty mówisz? - roześmiała się przerażenie.
- Wiem, że zachowałem się jak idiota i przy tym cię skrzywdziłem, ale ja cię nie kocham, przykro mi... - spuściłem wzrok.
Po chwili na swoim policzku poczułem ogromny ból.
Uderzyła mnie, ale nie miałem jej tego za złe, wiedziałem, że na to w pełni zasłużyłem.
Po chwili wyszła z pokoju pozostawiając za sobą huk trzaskających drzwi.
Nieco się zdziwiłem stojąc wciąż miejscu, gdy po paru sekundach wróciła.
- Zapomniałam, że to mój pokój. - roześmiała się. - Wynocha. - w jednej chwili jej morderczy wzrok wrócił.
Byłem już u progu drzwi, gdy rzekła:
- Jerry to nic w porównaniu do tego co ma Alfredo. Mam nadzieję, że wiesz o czym mówię. - roześmiała się głośno zamykając mi przed oczyma drzwi.
Ze zdziwienia nie mogłem wydusić słowa, więc czym prędzej wróciłem do swojego pokoju.
- Co powiedziała? - spojrzał na mnie Zayn.
- Że Alfredo ma większego niż ja. - oburzyłem się siadając szybko na łóżku.
- Że co? - wyraźnie się zdziwił.
- Nie ważne. - przewróciłem oczami.
- W każdym razie zrozumiała?
- Chyba tak. - wzruszyłem ramionami.
- Świetnie. Pamiętasz co ustaliliśmy?
W głowie w jednej chwili miałem obraz tego co mam dziś zrobić.
- Tak. - odparłem stanowczo, choć w głębi duszy nic nie było dla mnie jasne. - Zyan... A co jeśli.. A co jeśli ona na prawdę kocha tego Harrego? - spytałem niemal drżącym głosem.
- Nie wiem Justin. Jeśli nie spróbujesz z nią pogadać, niczego się nie dowiesz. - wzruszył ramionami. - Widzimy się o 21 na Wembley. - uśmiechnął się i po chwili już nie było go w pokoju.
Przejechałem dłonią po jeszcze piekącym policzku i znów spuściłem wzrok, jednocześnie uśmiechając się do siebie na myśl jej słodkiego, przejętego głosu i tych cudownie błyszczących oczu.
Szybko wszedłem na tt i dodałem wpis:
@justinbieber dzisiejsza noc na Wembley będzie niesamowita!
Byłem pewien, że wszystko wyjdzie i będzie po mojej myśli. Że dzień na który tak długo czekam, okaże się dzisiejszym. Że to o czym marzę w końcu się spełni.
Wskoczyłem czym prędzej pod prysznic i radośnie śpiewając myłem włosy.
- Dobra pięknisiu, jesteś boski. - powiedział Ryan, który ostatni raz poprawił moją kamizelkę. (wygląd)
Spojrzałem w lustro i już wiedziałem jak wielki krzyk rozpocznie się na koncercie.
- Siema stary. - podszedł do mnie również gotowy Zayn.
- Mogę już iść? - spytałem nieco podirytowany tym, że babka układa moje włosy już od dwudziestu minut. Jakby przestraszona pokiwała głową i szybko odeszła.
- Widziałeś ją? - spytałem cicho.
- Tak, jest w naszym pokoju. Chłopcy są na próbie, więc zostaniecie sami. - odrzekł również szeptem.
Zacisnąłem zęby i nagle poczułem jak coś ściska mój żołądek, a moje dłonie stając się wilgotne. Nie denerwowałem się od tak długa, że już zapomniałem jakie to uczucie.
- Hej, Justin! - zawołał Zayn gdy już miałem iść w tamtą stronę. Pokazał, że trzyma kciuki i uśmiechnął się jednocześnie bardzo mnie wspierając.
Odszedł.
Zostałem sam i nie wiem ile czekałem tak by odważyć się nacisnąć klamkę.
Zacisnąłem wargi i przeszedłem przez próg drzwi. Od razu usłyszałem śmiechy i ciche piski. Schowałem się za ścianą i wychyliłem głowę.
Siedziała przed lustrem z żarówkami i spokojnie siedziała podczas gdy ją malowano. Jak zwykle była piękna, idealna. A gdy na jej twarzy gościł uśmiech, ja nie mogłem się powstrzymać by uczynić to samo. Długo tak na nią patrzyłem nie mogąc oderwać od niej wzroku, aż poczułem na swoim ramieniu szarpnięcie.
- Poco tu przyszedłeś? - spytał groźnie Harry.
- Chcę z nią porozmawiać, co nie mogę? - cicho się zaśmiałem kpiąc z niego.
- Nie, nie możesz. Idź stąd lepiej. - udał spokojnego, choć wiedziałem, że jego dłonie drżą ze złości.
Oburzyłem się. Że niby ja mogę jej zaszkodzić? Dobre.
- To nie zajmie długo. - próbowałem mu spokojnie wytłumaczyć.
Przewrócił oczami, cicho się roześmiał i mocnym uściskiem złamał mnie za koszulkę.
- Wypierdalał. - szepnął zaciskając wargi.
- Nie, dopóki z nią nie pogadam. - odrzekłem wyrywając mu się.
- Co ty tu robisz? - w progu stanęła Carmen.
- Chciałem Cię zobaczyć. - mruknąłem czując jak Harry wbija mi paznokcie w skórę.
- A pomyślałeś czy ona chce cię widzieć? Nie, bo ty myślisz tylko o sobie i o tym co jest dla ciebie ważne. Nie zdajesz sobie nawet sprawy ile bólu jej sprawiłeś tym, że nawet się nie odezwałeś. Teraz jest za późno. Żadne przepraszam, czy kocham cię nie wystarczy. - warknął ponownie mnie popychając.
Poczułem cios. Gdzieś w środku, gorszy niż fizyczny. Moje serce rozerwało się, pękło, ulotniło się w jednej chwili.
- Teraz jest za późno. - powtórzył uśmiechając się cwaniacko, po czym objął ją w pasie i szybko przybliżył swoje wargi do niej, mocno trzymając jej policzki, tak by przypadkiem się nie wyrwała.
Mój oddech gwałtownie przyspieszył, a wargi zadrżały.
Nie chciałem patrzeć na to jak on zajmuje moje miejsce, to ja powinienem tam stać, obejmować ją i sprawiać żeby była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, a tym czasem robiłem wszystko na odwrót. Nie mogłem myśleć o jej smutnych oczach.
Wyszedłem na scenę i nawet nie cieszył mnie ten tłum, który znajdował się na stadionie.
Zacząłem śpiewać piosenkę Die in your arms. Usiadłem na schodach i blado patrzyłem w tłum. Śpiewałem dla niej, o niej, lecz nie przy niej...
Moje gardło się zaciskało, słyszałem, że głos zaczyna drżeć.
Nie mogłem już dłużej udawać silnego.
Kilka łez spłynęło po moim policzku, otarłem je czym prędzej i zbiegłem ze sceny.
Dzień który miał zmienić tak wiele.... Zrobił to, choć nie tak jak myślałem.
♥ ♥ ♥
Ja nie wiem jak Wy, ale ja traktuję Was jak przyjaciółki.
Nie mogę uwierzyć, że ludzie są tak niesamowici, Dziękuję!
Jeśli tylko bym mogła wyściskałabym Was każdą z osobna, najmocniej jak się da, choć to i tak mało w porównaniu do tego co WY robicie dla MNIE. : )
Tagi: ♥
Gdy się obudziłem, Alice już nie było.
Przetarłem zmęczoną twarz, przeciągnąłem się i szybko udałem się do łazienki, gdzie wziąłem prysznic i założyłem świeże ubrania. Zmierzwiłem włosy i udałem się do pokoju Alfreda.
- Cześć stary. - przywitałem się jakby zdołowany.
- Siema Bieebs, co jest? - odłożył laptopa na stolik i popatrzył na mnie z przejęciem.
Milczałem.
Nie wiedziałem czy mogę komuś o tym mówić, nikt dla mnie nie był bezpieczny, choć Alfredo jest moim przyjacielem i to jemu zawsze mówiłem o moich problemach.
- No dawaj, przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
Potrzebowałem się komuś wyżalić, w końcu od tak długa udawałem radosnego, a w środku ciągle wspominałem to co się stało...
Nie mogłem dłużej wytrzymać. Powiedziałem mu wszystko to co leżało mi na sercu i gdy skończyłem nagle poczułem się weselszy, lżejszy...
- Błagam powiedz, że nie przespałeś się z Alice. - popatrzył na mnie w głębokim szoku.
Było mi głupio, więc tylko spuściłem wzrok i lekko się uśmiechnąłem.
Kątem oka zauważyłem jak Alfredo podpiera łokciem swoją głowę i wszystko analizuje.
- Myślałem, że już dawno zapomniałeś o Carmen! - nagle się uniósł. Widać było, że wciąż nie może uwierzyć w to co mu właśnie powiedziałem.
- Nigdy o niej nie zapomniałem. Wciąż ją kocham, pomimo tego, że ona już zastąpiła kimś innym moje miejsce.
- A może po prostu robi to samo co ty? Szuka pocieszenia w Harrym, jak ty w Alice?
Westchnąłem...
Nie wiedziałem już co o tym wszystkim myśleć, nie wiedziałem jak zrobić tak, by było dobrze i dla mnie i dla mojego serca, nie wspominając już o Carmen.
Ciszę przerwał mój telefon.
- To Zayn. - spojrzałem na Alfreda. - Halo?
- Wiem, że pewnie nie masz odwagi, żeby z nią porozmawiać, ale ja nie mogę patrzeć jak ona jest z nim nie szczęśliwa. Uwierz mi, że Harry jest świetnym chłopakiem i bardzo ją kocha, ale ona i on nigdy nie będą tacy jak byliście wy. Jeśli chcesz choć na chwilę spojrzeć w jej oczy, to w niedzielę wraz z Carmen będziemy w Londynie. - wyjaśnił wszystko prostu z mostu.
Chwilę nie mogłem dojść do składu.
- Mam się z nią spotkać? - w końcu rzekłem z przerażeniem.
- To zależy tylko od ciebie Justin. Czy chcesz być szczęśliwy, czy nie... - po tych słowach się rozłączył..
Włożyłem telefon do spodni i z niedowierzaniem patrzyłem na przyjaciela przede mną.
- Alfredo... - ledwo wydusiłem.
- No mów że! - zniecierpliwił się.
- Muszę się z nią spotkać. - odrzekłem stanowczo i zaraz po tym ujrzałem w oczach mojego kumpla podziw i radość.
Nie spałam całą noc.
Co chwila śnił mi się on. Jego usta, oczy, śmiech...
Wciąż o nim myślałam i zastanawiałam się czy on też niekiedy mnie wspomina, ale wtedy dochodziłam do wniosku, że pewnie jest zajęty swoimi sprawami, nową dziewczyną. Pewnie już o mnie zapomniał, a ja głupia wciąż myślę, że kiedyś to wszystko się ułoży.
Żałosne.
Dochodziła 6 rano, a ja nie miałam zamiaru dłużej męczyć się w łóżku.
Wzięłam prysznic i ubrałam się.
Zbiegłam na dół z jeszcze mokrymi włosami i przywitałam się a Elżbietą.
- Co tak wcześnie wstałaś? - nieco się zdziwiła.
Moje wargi zaczęły drżeć, a czoło się zmarszczyło.
Tak bardzo nie lubiłam myśleć o tym, że to wszystko jest prawdą, że nie ma go. Że pytanie ' co tak wcześnie wstałaś? ' jest rutyną, a nie przespane noce niczym niezwykłym.
Przymknęłam oczy powstrzymując się od płaczu. Często to robiłam, lecz na ogół nigdy nie skutkowało.
Zakryłam twarz dłońmi i położyłam głowę na stole cicho łkając.
Jak co dzień.
Tak jak się domyśliłam, ręce Elżbiety zaraz spoczęły na moich barkach, a jej słowa nie różniły się niczym od wszystkich pocieszeń innych ludzi.
Po chwili usłyszałam zamykające się drzwi i nie musiałam nawet potrzeć w tamtą stronę, bo wiedziałam, że to Harry.
- Widzę, że dziś dzień zaczynasz inaczej. - powiedział jakby znudzony.
Wziął mnie za rękę i przysunął do swojego torsu, pozwalając bym płakała tak samo jak wczoraj, przedwczoraj i miesiąc temu.
Harry był cudownym przyjacielem, najlepszym jakiego w życiu miałam i choć była to tylko ustawka, to ja wiedziałam, że tak na prawdę kocha mnie z całego serca. Nie tylko jako przyjaciel...
- Już dobrze, spokojnie. - gładził moje włosy.
Tylko jego głos pozwalał mi się uspokoić, a jego uśmiech przyprawiał mnie o lepszy nastrój.
Po chwili Elżbieta podała mi moje lekarstwa na nerwy, które od pewnego czasu były cząstką mojego codziennego życia.
Harry położył mi gorzki lek na języku i podał wodę.
- Lepiej? - westchnął cicho.
Pokiwałam głową i poszliśmy do mojego pokoju.
- To musi się w końcu skończyć, nie możesz myśleć o nim dzień i noc! - widziałam, że zaczyna się denerwować.
Ale dokładnie tak było. Myślałam o nim dzień i noc. Zastanawiałam się co robi, a najważniejsze Z KIM. Gdy widziałam przy jego boku tą dziewczynę - Alice - zżerała mnie zazdrość, nie mogłam uwierzyć, że znalazł sobie kogoś na moje miejsce, po tym wszystkim co przeszliśmy...
- Harry, to nie jest takie proste. - jęknęłam wychodząc na taras.
- Owszem, to jest bardzo proste! - szybko do mnie podszedł. - Po prostu pomyśl, że go nie ma, że nie istnieje... - szepnął przybliżając się za każdym słowem.
Czułam jego przyspieszony oddech na moich ustach. Jego serce wyraźnie zwiększyło prędkość bicia.
Jego dłoń powędrowała na mój policzek i delikatnie po nim przejechał. - Carmen, proszę... - jego usta spoczęły na moich.
Chciałam się w nim zakochać, bardzo tego chciałam! Ale on nigdy nie był, ani nie będzie taki jak Justin. Jego uśmiech nie sprawia, że życie staje się cudowne. Wiem, że to wydaje się głupie, bo to tylko odruch mięśni, lecz gdy on to robił to wszystko tak w jednej chwili zmieniało sens. Było lepsze, piękniejsze, bardziej kolorowe...
- Nie jesteśmy przed aparatami. - szybko się od niego oderwałam, nie pozwalając by pocałunek się pogłębił.
Zauważyłam, że zabolały go te słowa, że nie chciał ich usłyszeć.
Było mu przykro, lecz wydaje mi się, że gorzej by było gdybym miała go bezkarnie okłamywać, że też coś do niego czuję.
Owszem, był mi bliski, nawet bardzo, ale to wciąż tylko przyjaciel. Wiem, że kochało się w nim miliony dziewczyn i dałyby na prawdę wiele by być na moim miejscu, a ja potrafiłam docenić to tylko wtedy gdy był przy mnie Justin, wtedy byłam dumna, że jest mój, cały mój...
- Znów to robisz.. - szepnął smutno.
- Harry, przecież mówiłam ci, że nic do ciebie nie czuję. Nie chcę cię okłamywać i udawać, że jest inaczej.
- Wciąż go kochasz, prawa?
Westchnęłam i spojrzałam w dół szepcząc ciche 'tak'.
Tydzień później wraz z całym zespołem One Direction polecieliśmy do Londynu.
Bardzo się cieszyłam, bo miała to być moja pierwsza wizyta w tym kraju.
Na lotnisku tak jak w każdym publicznym miejscu trzymałam Harrego za rękę i udawałam, że bardzo mi się to podoba, tak samo jak pocałunki.
Nie chciałam protestować, bo wiedziałam, że i tak to nic nie da.
- Hej piękna. - na miejsce Harrego, który był właśnie w samolotowej toalecie, usiadł Zayn.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do przyjaciela.
- Myślisz, że ta podróż coś zmieni? - spytał trochę jakby z przejęciem. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No pewnie powiększy się stan mojej garderoby. - cicho się roześmiałam.
- Nie spieprz żadnej minuty w tym kraju, zaufaj mi. - uśmiechnął się tajemniczo i wrócił na swoje miejsce tuż obok śpiącego Nialla.
Zdziwiłam się, nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
Jakby wiedział, że stanie się coś nadzwyczajnego.
- Co tam? - w końcu wrócił Harry.
Lecieliśmy kilkanaście, męczących godzin aż w końcu samolot wylądował.
Była to godzina trzecia w nocy, to choć późnej godziny cały świat wiedział, że dziś 1D i ja będziemy w Londynie. Dlatego my, sprytnie wyszliśmy z lotniska tylnym wyjściem.
- Chłopaki, mam złą wiadomość! - zawołał Zayn. - Samochód będzie dopiero za godzinę bo podobną są korki, więc chodźmy coś zjeść.
- A co z walizkami? - spytał Niall.
- Jak to co? Bierzemy ze sobą. - odparłam niewzruszenie.
Tak więc wybraliśmy się do małej restauracji tuż na przeciwko lotniska.
Zamówiliśmy niewielkie dania i chłopcy tak jak zawsze zaczęli robić głupie rzeczy, typu smarować sosem nos.
To wszystko było dla mnie jakąś paranoją, że musiałam udawać przed ludźmi tak wiele rzeczy.
Nigdy nawet nie myślałam, że życie gwiazdy jest tak ciężkie, męczące...
Jakby nieobecna patrzyłam w gwieździste niebo i patrzyłam na lądujące i odlatujące samoloty.
Podczas gdy chłopcy bawili się w najlepsze ja zauważyłam jak z lotniska wychodzą dziewczyny, które chyba były zapłakane, ale niestety nie wiedziałam dobrze, bo było zbyt ciemno. Po chwili drzwi o mało nie pękały od ścisku. Myślałam, że już dowiedzieli się, że jesteśmy tu, w restauracji, gdy w progu nagle staną on.
Uśmiechnięty, rozdawał autografy, a tuż obok niego stała ta piękna tancerka.
Łzy cisnęły mi się do oczu, ale tym razem nie chciałam płakać, nie teraz.
Mój oddech przyspieszył, wzrok przykuty był tylko do jego twarzy, której nie widziałam zbyt dobrze.
Miałam ochotę pobiec do niego, wtulić się w jego ramiona i nie zważać uwagi na nikogo i może zebrałabym w sobie tyle odwagi, gdyby nie świadomość, że już o mnie zapomniał.
Ma kogoś innego, nowego... lepszego.
- Jest samochód, chodźmy. - szepnęłam drżącym głosem wybiegając jako pierwsza z restauracji.
Pobiegłam na drugi koniec ulicy, tam gdzie stał on.
Patrzyłam na niego chwilę, aż zauważyłam, że jego wzrok zatrzymał się na mnie.
Z jego twarzy zszedł uśmiech, a ja ze smutnym wzrokiem wsiadłam do auta i nie czekając na chłopców kazałam jechać jak najszybciej, jak najdalej...
:OOOOOOOOOO
Oto moja mina gdy zobaczyłam ile jest komentarzy.
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!
Chcę Wam powiedzieć, że jesteście niesamowite i po prostu najlepsze.
Kocham Was tak, że nie wieeeeeem, no!
A co do rozdziału: Moim zdaniem nie wyszedł tak jak chciałam, ale ocenę zostawiam Wam.
A tak w ogóle, to jestem cholernie zła na remis Polski z Grecją!
Przetarłem zmęczoną twarz, przeciągnąłem się i szybko udałem się do łazienki, gdzie wziąłem prysznic i założyłem świeże ubrania. Zmierzwiłem włosy i udałem się do pokoju Alfreda.
- Cześć stary. - przywitałem się jakby zdołowany.
- Siema Bieebs, co jest? - odłożył laptopa na stolik i popatrzył na mnie z przejęciem.
Milczałem.
Nie wiedziałem czy mogę komuś o tym mówić, nikt dla mnie nie był bezpieczny, choć Alfredo jest moim przyjacielem i to jemu zawsze mówiłem o moich problemach.
- No dawaj, przecież wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć.
Potrzebowałem się komuś wyżalić, w końcu od tak długa udawałem radosnego, a w środku ciągle wspominałem to co się stało...
Nie mogłem dłużej wytrzymać. Powiedziałem mu wszystko to co leżało mi na sercu i gdy skończyłem nagle poczułem się weselszy, lżejszy...
- Błagam powiedz, że nie przespałeś się z Alice. - popatrzył na mnie w głębokim szoku.
Było mi głupio, więc tylko spuściłem wzrok i lekko się uśmiechnąłem.
Kątem oka zauważyłem jak Alfredo podpiera łokciem swoją głowę i wszystko analizuje.
- Myślałem, że już dawno zapomniałeś o Carmen! - nagle się uniósł. Widać było, że wciąż nie może uwierzyć w to co mu właśnie powiedziałem.
- Nigdy o niej nie zapomniałem. Wciąż ją kocham, pomimo tego, że ona już zastąpiła kimś innym moje miejsce.
- A może po prostu robi to samo co ty? Szuka pocieszenia w Harrym, jak ty w Alice?
Westchnąłem...
Nie wiedziałem już co o tym wszystkim myśleć, nie wiedziałem jak zrobić tak, by było dobrze i dla mnie i dla mojego serca, nie wspominając już o Carmen.
Ciszę przerwał mój telefon.
- To Zayn. - spojrzałem na Alfreda. - Halo?
- Wiem, że pewnie nie masz odwagi, żeby z nią porozmawiać, ale ja nie mogę patrzeć jak ona jest z nim nie szczęśliwa. Uwierz mi, że Harry jest świetnym chłopakiem i bardzo ją kocha, ale ona i on nigdy nie będą tacy jak byliście wy. Jeśli chcesz choć na chwilę spojrzeć w jej oczy, to w niedzielę wraz z Carmen będziemy w Londynie. - wyjaśnił wszystko prostu z mostu.
Chwilę nie mogłem dojść do składu.
- Mam się z nią spotkać? - w końcu rzekłem z przerażeniem.
- To zależy tylko od ciebie Justin. Czy chcesz być szczęśliwy, czy nie... - po tych słowach się rozłączył..
Włożyłem telefon do spodni i z niedowierzaniem patrzyłem na przyjaciela przede mną.
- Alfredo... - ledwo wydusiłem.
- No mów że! - zniecierpliwił się.
- Muszę się z nią spotkać. - odrzekłem stanowczo i zaraz po tym ujrzałem w oczach mojego kumpla podziw i radość.
Oczami Carmen
Nie spałam całą noc.
Co chwila śnił mi się on. Jego usta, oczy, śmiech...
Wciąż o nim myślałam i zastanawiałam się czy on też niekiedy mnie wspomina, ale wtedy dochodziłam do wniosku, że pewnie jest zajęty swoimi sprawami, nową dziewczyną. Pewnie już o mnie zapomniał, a ja głupia wciąż myślę, że kiedyś to wszystko się ułoży.
Żałosne.
Dochodziła 6 rano, a ja nie miałam zamiaru dłużej męczyć się w łóżku.
Wzięłam prysznic i ubrałam się.
Zbiegłam na dół z jeszcze mokrymi włosami i przywitałam się a Elżbietą.
- Co tak wcześnie wstałaś? - nieco się zdziwiła.
Moje wargi zaczęły drżeć, a czoło się zmarszczyło.
Tak bardzo nie lubiłam myśleć o tym, że to wszystko jest prawdą, że nie ma go. Że pytanie ' co tak wcześnie wstałaś? ' jest rutyną, a nie przespane noce niczym niezwykłym.
Przymknęłam oczy powstrzymując się od płaczu. Często to robiłam, lecz na ogół nigdy nie skutkowało.
Zakryłam twarz dłońmi i położyłam głowę na stole cicho łkając.
Jak co dzień.
Tak jak się domyśliłam, ręce Elżbiety zaraz spoczęły na moich barkach, a jej słowa nie różniły się niczym od wszystkich pocieszeń innych ludzi.
Po chwili usłyszałam zamykające się drzwi i nie musiałam nawet potrzeć w tamtą stronę, bo wiedziałam, że to Harry.
- Widzę, że dziś dzień zaczynasz inaczej. - powiedział jakby znudzony.
Wziął mnie za rękę i przysunął do swojego torsu, pozwalając bym płakała tak samo jak wczoraj, przedwczoraj i miesiąc temu.
Harry był cudownym przyjacielem, najlepszym jakiego w życiu miałam i choć była to tylko ustawka, to ja wiedziałam, że tak na prawdę kocha mnie z całego serca. Nie tylko jako przyjaciel...
- Już dobrze, spokojnie. - gładził moje włosy.
Tylko jego głos pozwalał mi się uspokoić, a jego uśmiech przyprawiał mnie o lepszy nastrój.
Po chwili Elżbieta podała mi moje lekarstwa na nerwy, które od pewnego czasu były cząstką mojego codziennego życia.
Harry położył mi gorzki lek na języku i podał wodę.
- Lepiej? - westchnął cicho.
Pokiwałam głową i poszliśmy do mojego pokoju.
- To musi się w końcu skończyć, nie możesz myśleć o nim dzień i noc! - widziałam, że zaczyna się denerwować.
Ale dokładnie tak było. Myślałam o nim dzień i noc. Zastanawiałam się co robi, a najważniejsze Z KIM. Gdy widziałam przy jego boku tą dziewczynę - Alice - zżerała mnie zazdrość, nie mogłam uwierzyć, że znalazł sobie kogoś na moje miejsce, po tym wszystkim co przeszliśmy...
- Harry, to nie jest takie proste. - jęknęłam wychodząc na taras.
- Owszem, to jest bardzo proste! - szybko do mnie podszedł. - Po prostu pomyśl, że go nie ma, że nie istnieje... - szepnął przybliżając się za każdym słowem.
Czułam jego przyspieszony oddech na moich ustach. Jego serce wyraźnie zwiększyło prędkość bicia.
Jego dłoń powędrowała na mój policzek i delikatnie po nim przejechał. - Carmen, proszę... - jego usta spoczęły na moich.
Chciałam się w nim zakochać, bardzo tego chciałam! Ale on nigdy nie był, ani nie będzie taki jak Justin. Jego uśmiech nie sprawia, że życie staje się cudowne. Wiem, że to wydaje się głupie, bo to tylko odruch mięśni, lecz gdy on to robił to wszystko tak w jednej chwili zmieniało sens. Było lepsze, piękniejsze, bardziej kolorowe...
- Nie jesteśmy przed aparatami. - szybko się od niego oderwałam, nie pozwalając by pocałunek się pogłębił.
Zauważyłam, że zabolały go te słowa, że nie chciał ich usłyszeć.
Było mu przykro, lecz wydaje mi się, że gorzej by było gdybym miała go bezkarnie okłamywać, że też coś do niego czuję.
Owszem, był mi bliski, nawet bardzo, ale to wciąż tylko przyjaciel. Wiem, że kochało się w nim miliony dziewczyn i dałyby na prawdę wiele by być na moim miejscu, a ja potrafiłam docenić to tylko wtedy gdy był przy mnie Justin, wtedy byłam dumna, że jest mój, cały mój...
- Znów to robisz.. - szepnął smutno.
- Harry, przecież mówiłam ci, że nic do ciebie nie czuję. Nie chcę cię okłamywać i udawać, że jest inaczej.
- Wciąż go kochasz, prawa?
Westchnęłam i spojrzałam w dół szepcząc ciche 'tak'.
Tydzień później wraz z całym zespołem One Direction polecieliśmy do Londynu.
Bardzo się cieszyłam, bo miała to być moja pierwsza wizyta w tym kraju.
Na lotnisku tak jak w każdym publicznym miejscu trzymałam Harrego za rękę i udawałam, że bardzo mi się to podoba, tak samo jak pocałunki.
Nie chciałam protestować, bo wiedziałam, że i tak to nic nie da.
- Hej piękna. - na miejsce Harrego, który był właśnie w samolotowej toalecie, usiadł Zayn.
- Cześć. - uśmiechnęłam się do przyjaciela.
- Myślisz, że ta podróż coś zmieni? - spytał trochę jakby z przejęciem. Nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No pewnie powiększy się stan mojej garderoby. - cicho się roześmiałam.
- Nie spieprz żadnej minuty w tym kraju, zaufaj mi. - uśmiechnął się tajemniczo i wrócił na swoje miejsce tuż obok śpiącego Nialla.
Zdziwiłam się, nie miałam pojęcia o co mu chodzi.
Jakby wiedział, że stanie się coś nadzwyczajnego.
- Co tam? - w końcu wrócił Harry.
Lecieliśmy kilkanaście, męczących godzin aż w końcu samolot wylądował.
Była to godzina trzecia w nocy, to choć późnej godziny cały świat wiedział, że dziś 1D i ja będziemy w Londynie. Dlatego my, sprytnie wyszliśmy z lotniska tylnym wyjściem.
- Chłopaki, mam złą wiadomość! - zawołał Zayn. - Samochód będzie dopiero za godzinę bo podobną są korki, więc chodźmy coś zjeść.
- A co z walizkami? - spytał Niall.
- Jak to co? Bierzemy ze sobą. - odparłam niewzruszenie.
Tak więc wybraliśmy się do małej restauracji tuż na przeciwko lotniska.
Zamówiliśmy niewielkie dania i chłopcy tak jak zawsze zaczęli robić głupie rzeczy, typu smarować sosem nos.
To wszystko było dla mnie jakąś paranoją, że musiałam udawać przed ludźmi tak wiele rzeczy.
Nigdy nawet nie myślałam, że życie gwiazdy jest tak ciężkie, męczące...
Jakby nieobecna patrzyłam w gwieździste niebo i patrzyłam na lądujące i odlatujące samoloty.
Podczas gdy chłopcy bawili się w najlepsze ja zauważyłam jak z lotniska wychodzą dziewczyny, które chyba były zapłakane, ale niestety nie wiedziałam dobrze, bo było zbyt ciemno. Po chwili drzwi o mało nie pękały od ścisku. Myślałam, że już dowiedzieli się, że jesteśmy tu, w restauracji, gdy w progu nagle staną on.
Uśmiechnięty, rozdawał autografy, a tuż obok niego stała ta piękna tancerka.
Łzy cisnęły mi się do oczu, ale tym razem nie chciałam płakać, nie teraz.
Mój oddech przyspieszył, wzrok przykuty był tylko do jego twarzy, której nie widziałam zbyt dobrze.
Miałam ochotę pobiec do niego, wtulić się w jego ramiona i nie zważać uwagi na nikogo i może zebrałabym w sobie tyle odwagi, gdyby nie świadomość, że już o mnie zapomniał.
Ma kogoś innego, nowego... lepszego.
- Jest samochód, chodźmy. - szepnęłam drżącym głosem wybiegając jako pierwsza z restauracji.
Pobiegłam na drugi koniec ulicy, tam gdzie stał on.
Patrzyłam na niego chwilę, aż zauważyłam, że jego wzrok zatrzymał się na mnie.
Z jego twarzy zszedł uśmiech, a ja ze smutnym wzrokiem wsiadłam do auta i nie czekając na chłopców kazałam jechać jak najszybciej, jak najdalej...
♥ ♥ ♥
:OOOOOOOOOO
Oto moja mina gdy zobaczyłam ile jest komentarzy.
DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ I JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!
Chcę Wam powiedzieć, że jesteście niesamowite i po prostu najlepsze.
Kocham Was tak, że nie wieeeeeem, no!
A co do rozdziału: Moim zdaniem nie wyszedł tak jak chciałam, ale ocenę zostawiam Wam.
A tak w ogóle, to jestem cholernie zła na remis Polski z Grecją!
Tagi: ♥
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz