- Justin, gdzie byłeś w nocy?! - spytał zdenerwowany Scooter podchodząc do mnie i Alice podczas gdy jedliśmy śniadanie w hotelowej restauracji.
- Gdzieś. - odparłem dyskretnie śmiejąc się do dziewczyny.
- Jak media się o tym dowiedzą, to nie podaruję ci tego. - pogroził palcem i zdenerwowany odszedł.
- Menda. - w końcu się roześmiałem biorąc do ust kubek z cappuccino.
- To co dziś będziemy robić? - spytała Alice, kiedy właśnie podeszła do nas mała dziewczynka o słodkim uśmiechu.
- Mógłbyś zrobić sobie z nią zdjęcie? Jest twoją wielką fanką. - rzekła trochę zakłopotana kobieta tuż za dzieckiem.
- Jasne. - uśmiechnąłem się biorąc ją na kolana. - Jak masz na imię?
- Vicki. - odparła mocno tuląc mnie do siebie.
Objąłem ją ramieniem i lekko pocałowałem w nosek, po czym spojrzałem w obiektyw aparatu.
- Papa Justin. - pomachała mi małą rączko gdy odchodziła.
- Słodka. - skomentowała Alice.
Nie długo potem uznaliśmy, że pora zbierać się na próbę. Wziąłem ją za rękę i zaciągnąłem do swojego pokoju.
- A co powiesz na... - nie dokończyłem, bo moje wargi mimowolnie zajęły się ściąganiem ramiączka z jej barku.
- Może po próbie?
- Odmawiasz mi? - spytałem nie mogąc uwierzyć w to, że na prawdę nie miała na to ochoty.
- Oczywiście, że nie. - odparła z zalotnym uśmiechem.
Wiedziałem, że tak na prawdę nie chciała teraz tego robić, ale wiedziałem też, że nie była w stanie odmówić mi żadnej rzeczy.
Bez zbędnych słów zdjąłem z siebie białą koszulkę pozostawiając na torsie tylko dwa, srebrne wisiorki.
Popatrzyłem na jej nagie, kuszące ciało i aż zagryzłem wargę, widząc to co widziałem. Jej piersi nie były tak sekswne jak Carmen, ale teraz to nie miało znaczenia, bo ona właśnie przywarła do mojego ciała.
Czułem jak jej serce przyspieszyło.
Oparłem ją o ścianę i przyssałem się do jej rozgrzanych ust, jednocześnie trzymając jej kolano przy swoim biodrze.
Nie odrywając jej ust od swoich, rozpiąłem pasek, który i tak nie trzymał spodni i powoli w nią wszedłem, automatycznie przyspieszając - tak jak to lubiła.
Pieściłem jej piersi co chwila je ściskając, nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu na swoich ustach. Może to nie było spełnienie moich marzeń, bo tylko ona - Carmen - nimi była, ale Alice była dla mnie nie tylko zwykłą dziewczyną, która potrafiła zaspokoić moje potrzeby.
To co czułem nie było jeszcze miłością, ale sam zauważyłem, że dziewczyna na prawdę mi się podoba.
Po chwili rozmyślania uznałem, że na tym powinniśmy zakończyć, bo jesteśmy i tak spóźnieni już 15 minut.
- Przyjdę po ciebie. - szepnąłem delikatnie zagryzając skrawek jej ucha, gdy odprowadzałem ją do drzwi.
Nie miałem nawet czasu na to, żeby się wykąpać, więc jedynie poprawiłem włosy i psiknąłem się moimi ulubionymi perfumami - Farhrenheit 32 od Diora.
Wybiegłem z pokoju i od razu skierowałem się do pokoju Alice.
Delikatnie je uchyliłem i ujrzałem ją, gdy stała przed lustrem nakładając błyszczyk, jak mniemam jagodowy, bo w ustach w ciąż czułem jego słodki smak.
- Dobra, lecimy! - podwinęła fioletową bluzkę zawiązując supeł na boku, odkrywając przy tym swój płaski, opalony brzuch.
Wplotłem jej dłoń w swoją i oboje dosłownie wybiegliśmy z pokoju od razu kierując się do hali na samym dole hotelu.
- Spóźnieni 25 minut. - z ławki wstała widocznie wkurzona Jasmine.
- To moja wina... - wziąłem to na siebie.
Popatrzyła na nas ze zgrozą i odwróciła się podczas gdy ja przesłałem Alice cwaniacki uśmiech.
Tak jak zawsze przećwiczyliśmy wszystkie układy i byliśmy wolni.
Wolni już do końca trasy od wszelkich prób. I choć to nie grzeczne, cieszyłem się, że Jasmine w końcu wyjeżdża, bo prób nie będzie, co oznaczało więcej czasu dla mnie i Alice, czyli mniej czasu nad rozmyślaniem o Carmen.
Tak mi pasowało.
Po próbie od razu musiałem wrócić do pokoju i wykąpać się, po czym ze Scooterem wsiadłem w jeden samochód kierując się na miejsce koncertu, gdzie musiałem się do niego przygotować.
Moje makijażystki nałożyły mi trochę pudru na twarz, czego tak bardzo nie znosiłem. Nie naznosiłem się malować, zwłaszcza, że moim zdaniem i tak to nic nie zmieniało w moim wyglądzie.
Moja fryzura została poprawiona, dzięki czemu wyglądałem na jeszcze bardziej seksownego, choć nie wiem czy to było jeszcze możliwe.
Na koniec założyłem zestaw wybrany przez Ryana i zacząłem rozgrzewać gardło.
Koncert się zaczął. Na początek na scenę wbiegli tancerze w tym moja cudowna Alice i zaczęli tańczyć układ do all around the world.
I nagle ja, spod sceny wyjeżdżam na platformie, a wrzaski nagłośniły się kilkakrotnie.
- Witaaaaaaj Paryż! - wydarłem się śmiejąc.
Zacząłem śpiewać i jednocześnie tańczyć u boku moich ślicznych tancerek.
Widać było, że ruchy Alice wokół mnie były bardziej odważne i z przyjemnością tańczyła blisko mnie.
Kolejną piosenką było Die in your arms, gdzie musiałem być bardziej opanowany i nie wywijać takich kocich ruchów.
Potem Boyfriend, gdzie na końcu uniosłem koszulkę do góry ukazując swoje zielone majtki jednocześnie śmiejąc się cwaniacko na widok tych zapłakanych, podnieconych fanek.
Koncert trwał jeszcze pół godziny, aż nadszedł czas na pożegnanie z Paryżem.
Jeszcze tego samego wieczoru udaliśmy się do Hiszpanii.
Całą noc przespałem w samolocie u boku Alice, która miała moją głowę na swoich kolanach i delikatnie mierzwiła moje włosy w ten sam sposób co Carmen...
Teraz, gdy miałem słuchawki w uszach i leciała właśnie piosenka 'just you' Carmen poczułem w sobie pustkę, zwłaszcza, że piosenka była dołująca.
O tym, że miłość przegrała z czasem... Trochę jakby o nas.
Nie chciałem o tym myśleć, ale to wciąż wracało. Nie potrafiłem o niej zapomnieć nawet teraz, gdy Alice była tuż koło mnie. Podniosłem się i spojrzałem za okno samolotu.
Wokół wszędzie grzmoty, burza..
Pamiętam jak ją przytulałem, bo zawsze się bała tego huku.
- Boisz się burzy? - spytałem odwracając się do Alice.
- Nie. - odparła przerywając rozmowę a Alfredem.
Wziąłem oddech i odwróciłem się do okna.
Tęskniłem za nią.
Teraz wiedziałem, że najgorsze, to nieszczęśliwie się zakochać.
Była Alice, ale ona była jak... jak dziewczyna na chwilę, takie chwilowe pocieszenie.
Nie na długo.
O godzinie 2 w nocy dotarliśmy na lotnisko w Hiszpanii.
Od razu pojechaliśmy do hotelu i nikt nie mógł uwierzyć, że mam ochotę zostać w pokoju podczas gdy każdy idzie na małą imprezę.
- Zostać z tobą w pokoju? - spytała cicho Alice.
- Mogłabyś? - lekko się uśmiechnąłem, na co pokiwała głową i wtuliła się we mnie.
Weszliśmy do pokoju pokoju i nawet nie chciało mi się podziwiać tego uroku jaki panował w tym pomieszczeniu.
Zapaliłem małą lampkę koło łóżka podczas gdy Alice brała prysznic.
Wyszedłem na balkon, aby przynajmniej spojrzeń na widok za oknem.
Był cudowny, taki jaki lubiła ona. Zawsze kochała podziwiać piękno każdego miejsca, a najbardziej chyba widok ze swojego tarasu, który na prawdę był niczego sobie.
Zdjąłem z siebie koszulkę, bo była bardzo duszna noc i w samych bokserkach położyłem się na dużym łóżku. Po chwili drzwi od łazienki się uchyliły a w progu stała ta cudowna dziewczyna, którą wiedziałem, że krzywdzę.
Nie miała nawet pojęcia, że zastępuje tak ważną dla mnie osobę, a ja chyba nawet nie byłem w stanie, żeby powiedzieć jej jaka jest prawda.
Nie chciałem sprawiać jej bólu.
Położyła się koło mnie.
Przysunąłem się bliżej niej, aby poczuć ciepło bijące z jej ciała i jej słodki, pomarańczowy zapach ciała. Lekko pocałowałem jej nagie ramie i zamknąłem oczy jednocześnie przytulając ją do siebie, by przynajmniej wyobrazić sobie, że ona to ta, którą kocham, dla której w stanie zrobić jestem wszystko.
Wiem, że od kąt nie jesteśmy razem bardzo się zmieniłem. Nie posiadałem tylu emocji, ile ukazywałem koło niej każdego dnia, mój uśmiech nie był tak szczery jak przy niej i stałem się arogancki, egoistyczny, a nie tak jak wtedy - miły, pełen życia, radości i szczęścia.
- Justin, kochasz mnie? - szepnęła Alice wciąż wpatrując się we mnie jak w obrazek.
Chwilę się zawahałem, aż uznałem, że odpowiedź którą powiem posiada więcej zalet niż wad.
- Tak. - odparłem szczerze.
Bo kochałem ją, lecz jako przyjaciółkę, a nie jak najważniejszą osobę na całym świecie.
SIEMKA.
Zdziwieni, że tak szybko dodaję? Ja również.
Wiedziałam, że poprzedni rozdział był kontrowersyjny, ale nie wiedziałam, że wyprze na Was aż takie emocje i złość. :D
A tak w ogóle, to czemu tylko Justin jest winny? Przecież to Carmen pierwsza zastąpiła go Harrym, jesteście nieco niesprawiedliwe.
Chcę podziękować tym osobą, które wysiliły się tak bardzo i napisały długie komentarze. Nawet nie wiecie ile sprawiają mi radości.
Kocham Was wszystkich i dziękuję za wszystko.
- Gdzieś. - odparłem dyskretnie śmiejąc się do dziewczyny.
- Jak media się o tym dowiedzą, to nie podaruję ci tego. - pogroził palcem i zdenerwowany odszedł.
- Menda. - w końcu się roześmiałem biorąc do ust kubek z cappuccino.
- To co dziś będziemy robić? - spytała Alice, kiedy właśnie podeszła do nas mała dziewczynka o słodkim uśmiechu.
- Mógłbyś zrobić sobie z nią zdjęcie? Jest twoją wielką fanką. - rzekła trochę zakłopotana kobieta tuż za dzieckiem.
- Jasne. - uśmiechnąłem się biorąc ją na kolana. - Jak masz na imię?
- Vicki. - odparła mocno tuląc mnie do siebie.
Objąłem ją ramieniem i lekko pocałowałem w nosek, po czym spojrzałem w obiektyw aparatu.
- Papa Justin. - pomachała mi małą rączko gdy odchodziła.
- Słodka. - skomentowała Alice.
Nie długo potem uznaliśmy, że pora zbierać się na próbę. Wziąłem ją za rękę i zaciągnąłem do swojego pokoju.
- A co powiesz na... - nie dokończyłem, bo moje wargi mimowolnie zajęły się ściąganiem ramiączka z jej barku.
- Może po próbie?
- Odmawiasz mi? - spytałem nie mogąc uwierzyć w to, że na prawdę nie miała na to ochoty.
- Oczywiście, że nie. - odparła z zalotnym uśmiechem.
Wiedziałem, że tak na prawdę nie chciała teraz tego robić, ale wiedziałem też, że nie była w stanie odmówić mi żadnej rzeczy.
Bez zbędnych słów zdjąłem z siebie białą koszulkę pozostawiając na torsie tylko dwa, srebrne wisiorki.
Popatrzyłem na jej nagie, kuszące ciało i aż zagryzłem wargę, widząc to co widziałem. Jej piersi nie były tak sekswne jak Carmen, ale teraz to nie miało znaczenia, bo ona właśnie przywarła do mojego ciała.
Czułem jak jej serce przyspieszyło.
Oparłem ją o ścianę i przyssałem się do jej rozgrzanych ust, jednocześnie trzymając jej kolano przy swoim biodrze.
Nie odrywając jej ust od swoich, rozpiąłem pasek, który i tak nie trzymał spodni i powoli w nią wszedłem, automatycznie przyspieszając - tak jak to lubiła.
Pieściłem jej piersi co chwila je ściskając, nie mogąc się powstrzymać od uśmiechu na swoich ustach. Może to nie było spełnienie moich marzeń, bo tylko ona - Carmen - nimi była, ale Alice była dla mnie nie tylko zwykłą dziewczyną, która potrafiła zaspokoić moje potrzeby.
To co czułem nie było jeszcze miłością, ale sam zauważyłem, że dziewczyna na prawdę mi się podoba.
Po chwili rozmyślania uznałem, że na tym powinniśmy zakończyć, bo jesteśmy i tak spóźnieni już 15 minut.
- Przyjdę po ciebie. - szepnąłem delikatnie zagryzając skrawek jej ucha, gdy odprowadzałem ją do drzwi.
Nie miałem nawet czasu na to, żeby się wykąpać, więc jedynie poprawiłem włosy i psiknąłem się moimi ulubionymi perfumami - Farhrenheit 32 od Diora.
Wybiegłem z pokoju i od razu skierowałem się do pokoju Alice.
Delikatnie je uchyliłem i ujrzałem ją, gdy stała przed lustrem nakładając błyszczyk, jak mniemam jagodowy, bo w ustach w ciąż czułem jego słodki smak.
- Dobra, lecimy! - podwinęła fioletową bluzkę zawiązując supeł na boku, odkrywając przy tym swój płaski, opalony brzuch.
Wplotłem jej dłoń w swoją i oboje dosłownie wybiegliśmy z pokoju od razu kierując się do hali na samym dole hotelu.
- Spóźnieni 25 minut. - z ławki wstała widocznie wkurzona Jasmine.
- To moja wina... - wziąłem to na siebie.
Popatrzyła na nas ze zgrozą i odwróciła się podczas gdy ja przesłałem Alice cwaniacki uśmiech.
Tak jak zawsze przećwiczyliśmy wszystkie układy i byliśmy wolni.
Wolni już do końca trasy od wszelkich prób. I choć to nie grzeczne, cieszyłem się, że Jasmine w końcu wyjeżdża, bo prób nie będzie, co oznaczało więcej czasu dla mnie i Alice, czyli mniej czasu nad rozmyślaniem o Carmen.
Tak mi pasowało.
Po próbie od razu musiałem wrócić do pokoju i wykąpać się, po czym ze Scooterem wsiadłem w jeden samochód kierując się na miejsce koncertu, gdzie musiałem się do niego przygotować.
Moje makijażystki nałożyły mi trochę pudru na twarz, czego tak bardzo nie znosiłem. Nie naznosiłem się malować, zwłaszcza, że moim zdaniem i tak to nic nie zmieniało w moim wyglądzie.
Moja fryzura została poprawiona, dzięki czemu wyglądałem na jeszcze bardziej seksownego, choć nie wiem czy to było jeszcze możliwe.
Na koniec założyłem zestaw wybrany przez Ryana i zacząłem rozgrzewać gardło.
Koncert się zaczął. Na początek na scenę wbiegli tancerze w tym moja cudowna Alice i zaczęli tańczyć układ do all around the world.
I nagle ja, spod sceny wyjeżdżam na platformie, a wrzaski nagłośniły się kilkakrotnie.
- Witaaaaaaj Paryż! - wydarłem się śmiejąc.
Zacząłem śpiewać i jednocześnie tańczyć u boku moich ślicznych tancerek.
Widać było, że ruchy Alice wokół mnie były bardziej odważne i z przyjemnością tańczyła blisko mnie.
Kolejną piosenką było Die in your arms, gdzie musiałem być bardziej opanowany i nie wywijać takich kocich ruchów.
Potem Boyfriend, gdzie na końcu uniosłem koszulkę do góry ukazując swoje zielone majtki jednocześnie śmiejąc się cwaniacko na widok tych zapłakanych, podnieconych fanek.
Koncert trwał jeszcze pół godziny, aż nadszedł czas na pożegnanie z Paryżem.
Jeszcze tego samego wieczoru udaliśmy się do Hiszpanii.
Całą noc przespałem w samolocie u boku Alice, która miała moją głowę na swoich kolanach i delikatnie mierzwiła moje włosy w ten sam sposób co Carmen...
Teraz, gdy miałem słuchawki w uszach i leciała właśnie piosenka 'just you' Carmen poczułem w sobie pustkę, zwłaszcza, że piosenka była dołująca.
O tym, że miłość przegrała z czasem... Trochę jakby o nas.
Nie chciałem o tym myśleć, ale to wciąż wracało. Nie potrafiłem o niej zapomnieć nawet teraz, gdy Alice była tuż koło mnie. Podniosłem się i spojrzałem za okno samolotu.
Wokół wszędzie grzmoty, burza..
Pamiętam jak ją przytulałem, bo zawsze się bała tego huku.
- Boisz się burzy? - spytałem odwracając się do Alice.
- Nie. - odparła przerywając rozmowę a Alfredem.
Wziąłem oddech i odwróciłem się do okna.
Tęskniłem za nią.
Teraz wiedziałem, że najgorsze, to nieszczęśliwie się zakochać.
Była Alice, ale ona była jak... jak dziewczyna na chwilę, takie chwilowe pocieszenie.
Nie na długo.
O godzinie 2 w nocy dotarliśmy na lotnisko w Hiszpanii.
Od razu pojechaliśmy do hotelu i nikt nie mógł uwierzyć, że mam ochotę zostać w pokoju podczas gdy każdy idzie na małą imprezę.
- Zostać z tobą w pokoju? - spytała cicho Alice.
- Mogłabyś? - lekko się uśmiechnąłem, na co pokiwała głową i wtuliła się we mnie.
Weszliśmy do pokoju pokoju i nawet nie chciało mi się podziwiać tego uroku jaki panował w tym pomieszczeniu.
Zapaliłem małą lampkę koło łóżka podczas gdy Alice brała prysznic.
Wyszedłem na balkon, aby przynajmniej spojrzeń na widok za oknem.
Był cudowny, taki jaki lubiła ona. Zawsze kochała podziwiać piękno każdego miejsca, a najbardziej chyba widok ze swojego tarasu, który na prawdę był niczego sobie.
Zdjąłem z siebie koszulkę, bo była bardzo duszna noc i w samych bokserkach położyłem się na dużym łóżku. Po chwili drzwi od łazienki się uchyliły a w progu stała ta cudowna dziewczyna, którą wiedziałem, że krzywdzę.
Nie miała nawet pojęcia, że zastępuje tak ważną dla mnie osobę, a ja chyba nawet nie byłem w stanie, żeby powiedzieć jej jaka jest prawda.
Nie chciałem sprawiać jej bólu.
Położyła się koło mnie.
Przysunąłem się bliżej niej, aby poczuć ciepło bijące z jej ciała i jej słodki, pomarańczowy zapach ciała. Lekko pocałowałem jej nagie ramie i zamknąłem oczy jednocześnie przytulając ją do siebie, by przynajmniej wyobrazić sobie, że ona to ta, którą kocham, dla której w stanie zrobić jestem wszystko.
Wiem, że od kąt nie jesteśmy razem bardzo się zmieniłem. Nie posiadałem tylu emocji, ile ukazywałem koło niej każdego dnia, mój uśmiech nie był tak szczery jak przy niej i stałem się arogancki, egoistyczny, a nie tak jak wtedy - miły, pełen życia, radości i szczęścia.
- Justin, kochasz mnie? - szepnęła Alice wciąż wpatrując się we mnie jak w obrazek.
Chwilę się zawahałem, aż uznałem, że odpowiedź którą powiem posiada więcej zalet niż wad.
- Tak. - odparłem szczerze.
Bo kochałem ją, lecz jako przyjaciółkę, a nie jak najważniejszą osobę na całym świecie.
♥ ♥ ♥
SIEMKA.
Zdziwieni, że tak szybko dodaję? Ja również.
Wiedziałam, że poprzedni rozdział był kontrowersyjny, ale nie wiedziałam, że wyprze na Was aż takie emocje i złość. :D
A tak w ogóle, to czemu tylko Justin jest winny? Przecież to Carmen pierwsza zastąpiła go Harrym, jesteście nieco niesprawiedliwe.
Chcę podziękować tym osobą, które wysiliły się tak bardzo i napisały długie komentarze. Nawet nie wiecie ile sprawiają mi radości.
Kocham Was wszystkich i dziękuję za wszystko.
Tagi: ♥
Piosenka!
Do Europy lecieliśmy kilkanaście, męczących godzin, lecz gdy tylko wylądowaliśmy na mojej twarzy zawitał uśmiech widząc podekscytowane fanki na lotnisku.
Już nie mogłem się doczekać pierwszego koncertu, krzyków i całej tej koncertowej atmosfery.
Od progu przywitały mnie wrzaski i wyznania miłości w dość nietypowym dla mnie angielskim akcencie.
Byłem tak szczęśliwy, że zacząłem się z nimi przytulać i krzyczeć na cały głos jak bardzo je wszystkie kocham.
Gdy w końcu wraz z Moshe'm - moim nowym ochroniarzem, Kennym, który obecnie był moim menadżerem koncertów i Scooterem przecisnęliśmy się przez tłumy dziewczyn do samochodu, od razu skierowaliśmy się do mojego hotelu.
Poprawiłem czapkę na głowię i cały w skowronkach siedziałem na fotelu wiercąc się niespokojnie.
Samochód stanął i po raz kolejny fanki zaczęły pchać się w moją stronę, teraz nawet ochroniarze z hotelu nie dawali sobie z nimi rady.
A ja jak zwykle uśmiechnięty pozwalałem im robić ze mną co tylko chciały. Przytulały, całowały, nieco popychały i były szczęśliwe, że mnie widzą, tak samo jak ja.
Po kilkuminutowym rozdaniu autografów, robieniu sobie zdjęć, wszedłem do hotelu i skierowałem się za wysoką kobietą, która miała pokazać mi mój pokój.
Wziąłem prysznic i ułożyłem włosy w nieład, bo podobno fanki to podniecało.
Często czytałem co o mnie piszą na fanpagach i fan clubach.
Wzorowałem się na ich słowach, a każdą krytykę brałem głęboko do siebie, starając się nie popełniać tych samych błędów.
Ubrałem się i włączyłem sobie telewizję, lecz niestety nie pomyślałem o tym, że programy będą po norwesku.
Ostatecznie wziąłem do rąk mojego fioletowego notebooka i od razu włączyłem twittera.
@justinbieber witaj Oslo! Dziękuję za powitanie na lotnisku i nie mogę doczekać się wieczornego koncertu. ;)
Odpisałem na parę wiadomości i mimo woli wszedłem na profil Carmen. Już od progu przywitała mnie jej uśmiechnięta buzia w tle z napisem 'just you' czyli tytułem jej najnowszego singla.
Jej ostatni wpis to :
@carmencedello nigdy więcej horrorów z Harrym! :D Kocham Was 1D! <3
Cicho westchnąłem i zmierzwiłem włosy ręką.
Nie chcę wspominać, bo mój cel to zapomnieć i nigdy nie wracać.
Lecz jak można zapomnieć o swojej największej miłości życia i jednocześnie patrząc jak całuje się ze swoim nowym chłopakiem Harry'm?
Wtedy przypomniałem sobie o Zaynie, w końcu to mój dobry kumpel. Może do niego zadzwonię, dyskretnie wypytam i być może dam spokój sumieniu?
Spróbujmy.
- Cześć Justin. - w słuchawce usłyszałem głos przyjaciela.
- Siema Zyan, co słychać?
- Spoko, właśnie razem z chłopakami wprowadziliśmy się do LA. - cicho się zaśmiał. - A ty jak tam w Europie?
- Dopiero przyleciałem i jutro wieczorny koncert, będzie zjawiskowo. - uśmiechnąłem się na samą myśl.
- Nie wątpię. Nie zapomnij przylecieć do Wielkiej Brytanii, już na ciebie czekają. - oboje się roześmieliśmy.
- Londyn już za parę dni. Zayn, słuchaj... Widziałeś może ostatnio Carmen? - spytałem dość cicho.
- Carmen? Oczywiście! Jest z nami niemal codziennie.
- Na prawdę?
- Tak. Chodzi teraz z Harrym. A tak w ogóle czemu nie jesteście już przyjaciółmi? Gdy zaczynamy o tym wspominać ona nagle zmienia temat, a jeśli to nie skutkuje mówi, że to nie nasza sprawa i tak to się kończy. Widziałem ten filmik, ale...
- Zayn, to już przeszłość. Nie chcę do tego wracać.
- Rozumiem. Tak między nami Harry do niej w ogóle nie pasuje. Jest przy niej zbyt dziecinny i nie opiekuję się nią wystarczająco dużo jak na chłopaka przystało. - rzekł trochę z żalem.
Zabolały mnie te słowa. Bo jak można nie dbać o taką kruszynkę?! Gdybym tylko tam był, koło niej trzymałbym za ręką godzinami, tylko po to aby była zemną a ja starał się obronić ją przed wszelkim złem, a on?
- Czy... Czy ona jest szczęśliwa? - spytałem mało odważnie.
- Z nim?
- Ogólnie.
- Wydaje mi się, że gdy byłeś przy niej życie bardziej ją ciekawiło. - odparł jakby smutno. - Oboje wiemy, że kiedyś nie byliście tylko przyjaciółmi. Justin, kochasz ją?
- Teraz to nie ma znaczenia. - w myślach krzyczałem głośne 'tak'.
- Mam nadzieję, że kiedyś będziesz na tyle odważny, żeby wybrać jej numer i spytać co u niej.
- Też mam taką nadzieję. - szepnąłem i od razu się rozłączyłem słysząc jak do pokoju wchodzi jedna z moich tancerek.
- Cześć Jus, mogę? - spytała Alice. (wygląd)
- Jasne, siadaj.
- Jasmine (choreografka) wprowadziła parę zmian w układzie do boyfriend i zaraz mamy próbę.
- Gdzie?
- No właśnie miałam cię zaprowadzić, więc jak się przebierzesz to będę czekać przed pokojem - wyglądała na bardzo speszoną i delikatnie się zarumieniła. Od razu przypomniała mi o Carmen, która również była na początku naszej znajomości nieśmiała i za każdym razem się rumieniła. Wiedziałem, że podobam się Alice. Zresztą gdy teraz się jej przyjrzałem wyglądała na prawdę seksownie. Miała na sobie krótkie szorty i żółtą bokserkę oraz tego samego koloru vansy.
- A nie wolałabyś poczekać na mnie tutaj? - spytałem delikatnie się uśmiechając widząc jak jej rumieńce rosną.
Ta drobna szatynka i jej słodki uśmiech na prawdę mi się podobały. Pozwalały mi choć na chwilę zapomnieć o przeszłości i wkroczyć w nowy, inny świat.
- Jeśli chcesz.. - wzruszyła ramionami i delikatnie zamachnęła głową odgarniając swoje czekoladowe włosy.
Podszedłem do jeszcze nie rozpakowanej walizki i wyjąłem z niej luźny zestaw, który składał się z czarnych dresów, niebieskiej koszulki z obrazkiem Jerrego. Wiedziałem, że to rozśmieszy moje fanki, które wciąż o nim pisały. Do tego czarne supry i już.
Specjalnie przy Alice zdjąłem wcześniej założoną bluzkę, aby podziwiała moje mięśnie.
Dyskretnie ją obserwowałem i zauważyłem jak próbuje patrzeć gdzieś indziej, lecz jej wzrok wciąż powracał na mój nagi tors. Delikatnie zagryzła wargę, na co ja od razu poczułem satysfakcję i poczucie dumy, wyższości, którego nigdy nie miałem przy Carmen. Wtedy to ona zawsze była na szczycie i to zawsze ja śliniłem się na widok jej nagiego ciała.
- To idziemy? - spytałem wychodząc już w całości ubrany z łazienki.
Dziewczyna delikatnie pokiwała głową i oboje wyszliśmy z mojego pokoju.
- Moshe czeka na dole. - oznajmiła.
Weszliśmy do windy i popatrzyłem na nią jeszcze raz. Nie kryłem swojego wzroku na jej ciele, nie obchodziło mnie to co myśli, lecz widziałem, że jest trochę speszona i udaje, że nie widzi tego, że ją obserwuję.
Miała takie urocze dołeczki i trochę zadarty, mały nosek. Jej niebieskie oczy błyszczały jak diamenty, lecz nie działały na mnie tak porywczo jak zielone oczy Carm.
Po chwili usłyszeliśmy cichy sygnał i winda się otworzyła.
Dołączył do nas Moshe i wyszliśmy tylnym wyjściem.
Przeszliśmy parę kroków i doszliśmy do dużej hali koło hotelu, gdzie w środku czekała na nas reszta ekipy.
- Wstajemy! - Jasmine zaklaskała w dłonie.
Puściła szybką muzykę i zaczęliśmy rozgrzewkę, a chwilę potem przeszliśmy do zmieniania układu bo Boyfriend. Było na prawdę ciężko, ale to wszystko motywowało mnie to tego, żeby było lepiej.
Zresztą podobało mi się to, że teraz dziewczyny tańczyły bliżej mnie, obmacywały i wręcz kokietowały każdym swoim ruchem.
Po trzech godzinach ruchu i umówieniu się na jutrzejszą, przed koncertową próbę - byliśmy wolni.
Byłem bardzo zmęczony, ale nawet nie śniło mi się, żeby położyć się do łóżka. Miałam ochotę na trochę szaleństwa i zabawę.
Wraz ze wszystkimi tancerzami i Alfredem, który również pojechał z nami poszliśmy do clubu, który znajdował się w hotelu na samej górze pod gołym niebem.
Na szczęście nie było wielu ludzi, więc mogliśmy czuć się swobodnie i cały parkiet był nasz.
A szczególnie mój i Alice.
Przetańczyliśmy prawie wszystkie piosenki.
Ona patrzyła na mnie z taką radością i szczęściem, a ja już nie mogłem się doczekać kiedy nastąpi ten kolejny krok, potem kolejny, aż dojdzie do bliższych czułości...
Około pierwszej musieliśmy się zbierać bo zbyt dużo fanek dowiedziało się, że jesteśmy na górze.
Każdy poszedł do swojego pokoju. Gdy tylko się położyłem na swoim łóżku, od razu wyciągnąłem iPoda i napisałem sms'a do Alice.
Nieźle tańczysz kotku.
Po paru minutach odpisała i tak zaczęło się całonocne pisanie sms'ów.
Rano wstałem w dość niezłej formie i u boku Alice i Alfreda udałem się na kolejną próbę przed wieczornym koncertem.
Oslo już kilka godzin przed występem dobrze się bawiło przy scenie wraz z moim DJ'em.
No i w końcu długo oczekiwany dla mnie jak i dla fanów koncert - nadszedł.
Dałem z siebie wszystko i starałem się zadowolić ich w 100%.
Kiedy nadszedł czas na Boyfriend, nie tylko ja się cieszyłem. Gdy publiczność zobaczyła nasze zmagania z układem była pod wieeeelkim wrażeniem i dała to po sobie poznać niesamowitym wrzaskiem, którego tak bardzo mi brakowało na koncertach.
Tej samej nocy ruszyliśmy w podróż do Paryża.
- Wiesz, że to miasto miłości? - delikatnie pomacałem kolano Alice podczas gdy oboje siedzieliśmy w samolocie tuż obok siebie.
- Wiem i mam nadzieję, że zdarzy się coś magicznego. - zachichotała patrząc na mnie z cwaniackim wzrokiem.
Moja dłoń powędrowała od razu wyżej gdy zauważyłem na sobie zdenerwowany wzrok Scootera. Przewróciłem tylko oczami i wziąłem dłoń z jej uda.
Francuskie fanki powitały mnie jeszcze głośniej niż Norweskie. Niezapomniana chwila, gdy rozerwały mi bluzkę od Dolce&Gabana.
Gdy w końcu dojechaliśmy do hotelu jak zwykle wziąłem prysznic i przebrałem się.
Już po chwili zapukałem do pokoju Scootera.
- Co tam młody?
- Wychodzę. - oznajmiłem.
- Z kim? - spytał nieco zdziwiony.
- Z Alice.
- Tancerką? Nie zapomnij wziąć Mosh'a, bo może być tłoczno. - odparł wciąż zaskoczony.
Widocznie zdumiał się, widząc, że zapomniałem już o Carmen, choć i tak nie wiedział wszystkiego.
- Wytłumacz mi jedno. Czemu z Alice mogę wyjść i nie stawiasz żadnego oporu, a gdy chciałem wyjść z Carmen gadałeś godzinami abym był uważny i nie robił niczego głupiego?
- Carmen to inna sprawa.
- A co jeśli Alice mi się podoba i chciałbym z nią chodzisz? - spytałem cwaniacko i od razu zauważyłem, że moje pytanie go zdziwiło.
- Dobra młody, słuchaj. - zaczął poważnie. - Nie miałem nic przeciwko żebyś był z Carmen, ale Nicki za wszelką cenę chciała żeby między wami do niczego nie doszło. Miała wobec niej już poważne plany, a ja wiedziałem, że pojedziesz w trasę i nie zniesiesz rozłąki, więc nie wytrzymasz długo w trasie i będziesz chciał wrócić. Prędzej czy później i tak to by się stało.
- Co? Jakie poważne plany? - zdziwiłem się.
- I tak za dużo ci powiedziałem. Wytwórnia ostro bierze się za Carmen i chce ją wypromować lepiej niż ciebie. - zobaczyłem, że był trochę wkurzył. - Wkładają w nią mnóstwo kasy, a jeszcze więcej na niej zarabiają. Wiedziałeś, że jej album sprzedaje się najlepiej na całym świecie? - sam nie mógł w to uwierzyć.
- Ma świetne piosenki. - przyznałem kiwając lekko głową.
- Dobra... Nie miałeś gdzieś iść z tą tancerką?
- Tak.. - odparłem i wróciłem do pokoju obok.
Wybrałem numer Alice i zaproponowałem wspólną kolację, oczywiście się zgodziła i byliśmy umówieni za godzinę.
- Pięknie wyglądasz. - uśmiechnąłem się na jej widokgdy oparłem się o próg drzwi od jej pokoju.
- Dziękuję. - po raz kolejny się zarumieniła, a ja nie mogłem się powstrzymać bo pocałować jej ciepły policzek, a jednocześnie poczuj jej delikatny zapach perfum, którego niegdyś używała również Carmen.
Zagryzłem lekko wargę i z zawadiackim wzrokiem objąłem ją w talii.
Pojechaliśmy do jednej z droższych restauracji w Paryżu, gdzieś w jakimś wieżowcu, gdzie doskonale widać wieżę Eiffla podczas gdy słońce kryje się gdzieś w dole, a jej koniec ginie gdzieś w blado różowych chmurach.
Byłem tu kiedyś z Seleną i wiem, że takie miejsca podobają się laską, niby romantycznie i w ogóle.
Pomogłem wyjść Alice z czarnego auta i oboje pośród pisków moich fanek weszliśmy do środka.
- Pięknie tu. - zachwyciła się siadając przy stole.
Chwilę potem przyszedł kelner, podał nam menu i zapalił świece.
- Nie rozumiem czemu wcześniej nie zaprosiłem cię na kolację, jesteś taka piękna. - spojrzałem na nią z nad karty i nie ukrywałem swojego pożądania.
- Może dlatego, że gdy doszłam do waszej ekipy zacząłeś spotykać się z Carmen i nie widziałeś poza nią świata? - upiła łyk wody i widocznie żałowała swoich słów.
Postanowiłem to zignorować.
- Może powiesz mi w końcu skąd są tak piękne dziewczyny? - odgarnąłem z czoła swoje włosy.
- To trochę pokręcone. Jestem Polką, choć urodziłam się w Ameryce.
- Polką? Nigdy nie byłem w Polsce.
- Ja również rzadko tam bywam. - wzruszyła ramionami.
Dalej rozmowa się ciągnęła i dopiero teraz mogłem poczuć, że Alice to nie tylko piękna, ale też bardzo inteligenta dziewczyna. Z minuty na minutę czułem jak pragnę jej co raz bardziej, wyglądała tak kusząco.
- Zbieramy się? - zaproponowałem po kolacji.
Po raz pierwszy wziąłem jej dłoń w swoją i szybko prowadziłem do windy, aby jak najszybciej znaleźć się w aucie.
- Gdzie jedziemy? - spytała trochę zaskoczona aczkolwiek zadowolona.
- Do innego hotelu.
- Poco?
- Domyśl się. - popatrzyłem na nią z pożądaniem, zagryzłem dolną wargę i przyspieszyłem.
Wjechałem na górny parking, tak aby paparazzi nie zrobili nam zdjęcia. Szybko wynająłem pokój i wraz z Alice udaliśmy się do niego. Zamówiliśmy szampana.
Nie wiadomo kiedy poszła cała butelka, nie wiadomo kiedy przyssałem się do jej ust, a jej ciało stało się moim królestwem.
Szybko odpiąłem jej koronkowy stanik i rzuciłem go w kąt. Całowałem jej szyję, piersi, brzuch...
Nie mogłem nasycić wzroku.
Po chwili sam zdjąłem koszulkę i położyłem się na niej jednocześnie namiętnie całując. Delikatnie uniosłem pod sobą jej ciało, a moje dłonie spoczęły na jej pośladkach. Ściągnąłem z niej majtki, moje serce waliło.
Bez zbędnych gierek wszedłem w nią powoli czekając jak piśnie, ale ona tego nie zrobiła.
Leżała spokojnie i czekała na moje ruchy.
Moje płonące ciało nie było zdolne do tego, aby się zdziwić, więc wolno poruszałem biodrami.
- Szybcieeej! - jęknęła a ja spełniłem jej prośbę.
Moje podniecenie rosło.
Ściskałem jej nagie piersi, podczas gdy ona cicho szeptała do mojego ucha " tak, o tak.. "
Chwilę później wyszedłem z niej i znów położyłem się na jej nagim ciele zaczynając całować.
Była słodka jak czekolada i uzależniająca jak marihuana.
Była czymś więcej niż narkotykiem...
Czułem nad nią pełną władzę, była tylko moja. Jej ciało i umysł należały tylko do mnie.
Nie musiałem się dłużej starać by ona uzależniła się również ode mnie.
Kilka dni i już miałem ją przy sobie, była trochę zbyt łatwa, ale wiedziałem, że Carmen była jedyną dziewczyną, która potrafiła mi się oprzeć, choć nawet nie wiem jak bym się starał.
Heloł, mam do Was jedno pytanie:
CZYM SOBIE ZASŁUŻYŁAM NA 25 KOMENTARZY?! :O
Dziękuję Wam strasznie-mega-bardzo za te cudowne słowa i mam nadzieję, że ten rozdział się Wam podobał choć trochę jak poprzedni. : )
Wiem, że zaczyna dziać się gorąco i ciekawa jestem waszego zdania na temat tego rozdziału.
Aha! Bym zapomniała - Rozdział dedykuję Bieberowej! :*
Fajnie, że twoja siostra popłakała się czytając 23 rozdział. :D
PEACE! :D
Do Europy lecieliśmy kilkanaście, męczących godzin, lecz gdy tylko wylądowaliśmy na mojej twarzy zawitał uśmiech widząc podekscytowane fanki na lotnisku.
Już nie mogłem się doczekać pierwszego koncertu, krzyków i całej tej koncertowej atmosfery.
Od progu przywitały mnie wrzaski i wyznania miłości w dość nietypowym dla mnie angielskim akcencie.
Byłem tak szczęśliwy, że zacząłem się z nimi przytulać i krzyczeć na cały głos jak bardzo je wszystkie kocham.
Gdy w końcu wraz z Moshe'm - moim nowym ochroniarzem, Kennym, który obecnie był moim menadżerem koncertów i Scooterem przecisnęliśmy się przez tłumy dziewczyn do samochodu, od razu skierowaliśmy się do mojego hotelu.
Poprawiłem czapkę na głowię i cały w skowronkach siedziałem na fotelu wiercąc się niespokojnie.
Samochód stanął i po raz kolejny fanki zaczęły pchać się w moją stronę, teraz nawet ochroniarze z hotelu nie dawali sobie z nimi rady.
A ja jak zwykle uśmiechnięty pozwalałem im robić ze mną co tylko chciały. Przytulały, całowały, nieco popychały i były szczęśliwe, że mnie widzą, tak samo jak ja.
Po kilkuminutowym rozdaniu autografów, robieniu sobie zdjęć, wszedłem do hotelu i skierowałem się za wysoką kobietą, która miała pokazać mi mój pokój.
Wziąłem prysznic i ułożyłem włosy w nieład, bo podobno fanki to podniecało.
Często czytałem co o mnie piszą na fanpagach i fan clubach.
Wzorowałem się na ich słowach, a każdą krytykę brałem głęboko do siebie, starając się nie popełniać tych samych błędów.
Ubrałem się i włączyłem sobie telewizję, lecz niestety nie pomyślałem o tym, że programy będą po norwesku.
Ostatecznie wziąłem do rąk mojego fioletowego notebooka i od razu włączyłem twittera.
@justinbieber witaj Oslo! Dziękuję za powitanie na lotnisku i nie mogę doczekać się wieczornego koncertu. ;)
Odpisałem na parę wiadomości i mimo woli wszedłem na profil Carmen. Już od progu przywitała mnie jej uśmiechnięta buzia w tle z napisem 'just you' czyli tytułem jej najnowszego singla.
Jej ostatni wpis to :
@carmencedello nigdy więcej horrorów z Harrym! :D Kocham Was 1D! <3
Cicho westchnąłem i zmierzwiłem włosy ręką.
Nie chcę wspominać, bo mój cel to zapomnieć i nigdy nie wracać.
Lecz jak można zapomnieć o swojej największej miłości życia i jednocześnie patrząc jak całuje się ze swoim nowym chłopakiem Harry'm?
Wtedy przypomniałem sobie o Zaynie, w końcu to mój dobry kumpel. Może do niego zadzwonię, dyskretnie wypytam i być może dam spokój sumieniu?
Spróbujmy.
- Cześć Justin. - w słuchawce usłyszałem głos przyjaciela.
- Siema Zyan, co słychać?
- Spoko, właśnie razem z chłopakami wprowadziliśmy się do LA. - cicho się zaśmiał. - A ty jak tam w Europie?
- Dopiero przyleciałem i jutro wieczorny koncert, będzie zjawiskowo. - uśmiechnąłem się na samą myśl.
- Nie wątpię. Nie zapomnij przylecieć do Wielkiej Brytanii, już na ciebie czekają. - oboje się roześmieliśmy.
- Londyn już za parę dni. Zayn, słuchaj... Widziałeś może ostatnio Carmen? - spytałem dość cicho.
- Carmen? Oczywiście! Jest z nami niemal codziennie.
- Na prawdę?
- Tak. Chodzi teraz z Harrym. A tak w ogóle czemu nie jesteście już przyjaciółmi? Gdy zaczynamy o tym wspominać ona nagle zmienia temat, a jeśli to nie skutkuje mówi, że to nie nasza sprawa i tak to się kończy. Widziałem ten filmik, ale...
- Zayn, to już przeszłość. Nie chcę do tego wracać.
- Rozumiem. Tak między nami Harry do niej w ogóle nie pasuje. Jest przy niej zbyt dziecinny i nie opiekuję się nią wystarczająco dużo jak na chłopaka przystało. - rzekł trochę z żalem.
Zabolały mnie te słowa. Bo jak można nie dbać o taką kruszynkę?! Gdybym tylko tam był, koło niej trzymałbym za ręką godzinami, tylko po to aby była zemną a ja starał się obronić ją przed wszelkim złem, a on?
- Czy... Czy ona jest szczęśliwa? - spytałem mało odważnie.
- Z nim?
- Ogólnie.
- Wydaje mi się, że gdy byłeś przy niej życie bardziej ją ciekawiło. - odparł jakby smutno. - Oboje wiemy, że kiedyś nie byliście tylko przyjaciółmi. Justin, kochasz ją?
- Teraz to nie ma znaczenia. - w myślach krzyczałem głośne 'tak'.
- Mam nadzieję, że kiedyś będziesz na tyle odważny, żeby wybrać jej numer i spytać co u niej.
- Też mam taką nadzieję. - szepnąłem i od razu się rozłączyłem słysząc jak do pokoju wchodzi jedna z moich tancerek.
- Cześć Jus, mogę? - spytała Alice. (wygląd)
- Jasne, siadaj.
- Jasmine (choreografka) wprowadziła parę zmian w układzie do boyfriend i zaraz mamy próbę.
- Gdzie?
- No właśnie miałam cię zaprowadzić, więc jak się przebierzesz to będę czekać przed pokojem - wyglądała na bardzo speszoną i delikatnie się zarumieniła. Od razu przypomniała mi o Carmen, która również była na początku naszej znajomości nieśmiała i za każdym razem się rumieniła. Wiedziałem, że podobam się Alice. Zresztą gdy teraz się jej przyjrzałem wyglądała na prawdę seksownie. Miała na sobie krótkie szorty i żółtą bokserkę oraz tego samego koloru vansy.
- A nie wolałabyś poczekać na mnie tutaj? - spytałem delikatnie się uśmiechając widząc jak jej rumieńce rosną.
Ta drobna szatynka i jej słodki uśmiech na prawdę mi się podobały. Pozwalały mi choć na chwilę zapomnieć o przeszłości i wkroczyć w nowy, inny świat.
- Jeśli chcesz.. - wzruszyła ramionami i delikatnie zamachnęła głową odgarniając swoje czekoladowe włosy.
Podszedłem do jeszcze nie rozpakowanej walizki i wyjąłem z niej luźny zestaw, który składał się z czarnych dresów, niebieskiej koszulki z obrazkiem Jerrego. Wiedziałem, że to rozśmieszy moje fanki, które wciąż o nim pisały. Do tego czarne supry i już.
Specjalnie przy Alice zdjąłem wcześniej założoną bluzkę, aby podziwiała moje mięśnie.
Dyskretnie ją obserwowałem i zauważyłem jak próbuje patrzeć gdzieś indziej, lecz jej wzrok wciąż powracał na mój nagi tors. Delikatnie zagryzła wargę, na co ja od razu poczułem satysfakcję i poczucie dumy, wyższości, którego nigdy nie miałem przy Carmen. Wtedy to ona zawsze była na szczycie i to zawsze ja śliniłem się na widok jej nagiego ciała.
- To idziemy? - spytałem wychodząc już w całości ubrany z łazienki.
Dziewczyna delikatnie pokiwała głową i oboje wyszliśmy z mojego pokoju.
- Moshe czeka na dole. - oznajmiła.
Weszliśmy do windy i popatrzyłem na nią jeszcze raz. Nie kryłem swojego wzroku na jej ciele, nie obchodziło mnie to co myśli, lecz widziałem, że jest trochę speszona i udaje, że nie widzi tego, że ją obserwuję.
Miała takie urocze dołeczki i trochę zadarty, mały nosek. Jej niebieskie oczy błyszczały jak diamenty, lecz nie działały na mnie tak porywczo jak zielone oczy Carm.
Po chwili usłyszeliśmy cichy sygnał i winda się otworzyła.
Dołączył do nas Moshe i wyszliśmy tylnym wyjściem.
Przeszliśmy parę kroków i doszliśmy do dużej hali koło hotelu, gdzie w środku czekała na nas reszta ekipy.
- Wstajemy! - Jasmine zaklaskała w dłonie.
Puściła szybką muzykę i zaczęliśmy rozgrzewkę, a chwilę potem przeszliśmy do zmieniania układu bo Boyfriend. Było na prawdę ciężko, ale to wszystko motywowało mnie to tego, żeby było lepiej.
Zresztą podobało mi się to, że teraz dziewczyny tańczyły bliżej mnie, obmacywały i wręcz kokietowały każdym swoim ruchem.
Po trzech godzinach ruchu i umówieniu się na jutrzejszą, przed koncertową próbę - byliśmy wolni.
Byłem bardzo zmęczony, ale nawet nie śniło mi się, żeby położyć się do łóżka. Miałam ochotę na trochę szaleństwa i zabawę.
Wraz ze wszystkimi tancerzami i Alfredem, który również pojechał z nami poszliśmy do clubu, który znajdował się w hotelu na samej górze pod gołym niebem.
Na szczęście nie było wielu ludzi, więc mogliśmy czuć się swobodnie i cały parkiet był nasz.
A szczególnie mój i Alice.
Przetańczyliśmy prawie wszystkie piosenki.
Ona patrzyła na mnie z taką radością i szczęściem, a ja już nie mogłem się doczekać kiedy nastąpi ten kolejny krok, potem kolejny, aż dojdzie do bliższych czułości...
Około pierwszej musieliśmy się zbierać bo zbyt dużo fanek dowiedziało się, że jesteśmy na górze.
Każdy poszedł do swojego pokoju. Gdy tylko się położyłem na swoim łóżku, od razu wyciągnąłem iPoda i napisałem sms'a do Alice.
Nieźle tańczysz kotku.
Po paru minutach odpisała i tak zaczęło się całonocne pisanie sms'ów.
Rano wstałem w dość niezłej formie i u boku Alice i Alfreda udałem się na kolejną próbę przed wieczornym koncertem.
Oslo już kilka godzin przed występem dobrze się bawiło przy scenie wraz z moim DJ'em.
No i w końcu długo oczekiwany dla mnie jak i dla fanów koncert - nadszedł.
Dałem z siebie wszystko i starałem się zadowolić ich w 100%.
Kiedy nadszedł czas na Boyfriend, nie tylko ja się cieszyłem. Gdy publiczność zobaczyła nasze zmagania z układem była pod wieeeelkim wrażeniem i dała to po sobie poznać niesamowitym wrzaskiem, którego tak bardzo mi brakowało na koncertach.
Tej samej nocy ruszyliśmy w podróż do Paryża.
- Wiesz, że to miasto miłości? - delikatnie pomacałem kolano Alice podczas gdy oboje siedzieliśmy w samolocie tuż obok siebie.
- Wiem i mam nadzieję, że zdarzy się coś magicznego. - zachichotała patrząc na mnie z cwaniackim wzrokiem.
Moja dłoń powędrowała od razu wyżej gdy zauważyłem na sobie zdenerwowany wzrok Scootera. Przewróciłem tylko oczami i wziąłem dłoń z jej uda.
Francuskie fanki powitały mnie jeszcze głośniej niż Norweskie. Niezapomniana chwila, gdy rozerwały mi bluzkę od Dolce&Gabana.
Gdy w końcu dojechaliśmy do hotelu jak zwykle wziąłem prysznic i przebrałem się.
Już po chwili zapukałem do pokoju Scootera.
- Co tam młody?
- Wychodzę. - oznajmiłem.
- Z kim? - spytał nieco zdziwiony.
- Z Alice.
- Tancerką? Nie zapomnij wziąć Mosh'a, bo może być tłoczno. - odparł wciąż zaskoczony.
Widocznie zdumiał się, widząc, że zapomniałem już o Carmen, choć i tak nie wiedział wszystkiego.
- Wytłumacz mi jedno. Czemu z Alice mogę wyjść i nie stawiasz żadnego oporu, a gdy chciałem wyjść z Carmen gadałeś godzinami abym był uważny i nie robił niczego głupiego?
- Carmen to inna sprawa.
- A co jeśli Alice mi się podoba i chciałbym z nią chodzisz? - spytałem cwaniacko i od razu zauważyłem, że moje pytanie go zdziwiło.
- Dobra młody, słuchaj. - zaczął poważnie. - Nie miałem nic przeciwko żebyś był z Carmen, ale Nicki za wszelką cenę chciała żeby między wami do niczego nie doszło. Miała wobec niej już poważne plany, a ja wiedziałem, że pojedziesz w trasę i nie zniesiesz rozłąki, więc nie wytrzymasz długo w trasie i będziesz chciał wrócić. Prędzej czy później i tak to by się stało.
- Co? Jakie poważne plany? - zdziwiłem się.
- I tak za dużo ci powiedziałem. Wytwórnia ostro bierze się za Carmen i chce ją wypromować lepiej niż ciebie. - zobaczyłem, że był trochę wkurzył. - Wkładają w nią mnóstwo kasy, a jeszcze więcej na niej zarabiają. Wiedziałeś, że jej album sprzedaje się najlepiej na całym świecie? - sam nie mógł w to uwierzyć.
- Ma świetne piosenki. - przyznałem kiwając lekko głową.
- Dobra... Nie miałeś gdzieś iść z tą tancerką?
- Tak.. - odparłem i wróciłem do pokoju obok.
Wybrałem numer Alice i zaproponowałem wspólną kolację, oczywiście się zgodziła i byliśmy umówieni za godzinę.
- Pięknie wyglądasz. - uśmiechnąłem się na jej widokgdy oparłem się o próg drzwi od jej pokoju.
- Dziękuję. - po raz kolejny się zarumieniła, a ja nie mogłem się powstrzymać bo pocałować jej ciepły policzek, a jednocześnie poczuj jej delikatny zapach perfum, którego niegdyś używała również Carmen.
Zagryzłem lekko wargę i z zawadiackim wzrokiem objąłem ją w talii.
Pojechaliśmy do jednej z droższych restauracji w Paryżu, gdzieś w jakimś wieżowcu, gdzie doskonale widać wieżę Eiffla podczas gdy słońce kryje się gdzieś w dole, a jej koniec ginie gdzieś w blado różowych chmurach.
Byłem tu kiedyś z Seleną i wiem, że takie miejsca podobają się laską, niby romantycznie i w ogóle.
Pomogłem wyjść Alice z czarnego auta i oboje pośród pisków moich fanek weszliśmy do środka.
- Pięknie tu. - zachwyciła się siadając przy stole.
Chwilę potem przyszedł kelner, podał nam menu i zapalił świece.
- Nie rozumiem czemu wcześniej nie zaprosiłem cię na kolację, jesteś taka piękna. - spojrzałem na nią z nad karty i nie ukrywałem swojego pożądania.
- Może dlatego, że gdy doszłam do waszej ekipy zacząłeś spotykać się z Carmen i nie widziałeś poza nią świata? - upiła łyk wody i widocznie żałowała swoich słów.
Postanowiłem to zignorować.
- Może powiesz mi w końcu skąd są tak piękne dziewczyny? - odgarnąłem z czoła swoje włosy.
- To trochę pokręcone. Jestem Polką, choć urodziłam się w Ameryce.
- Polką? Nigdy nie byłem w Polsce.
- Ja również rzadko tam bywam. - wzruszyła ramionami.
Dalej rozmowa się ciągnęła i dopiero teraz mogłem poczuć, że Alice to nie tylko piękna, ale też bardzo inteligenta dziewczyna. Z minuty na minutę czułem jak pragnę jej co raz bardziej, wyglądała tak kusząco.
- Zbieramy się? - zaproponowałem po kolacji.
Po raz pierwszy wziąłem jej dłoń w swoją i szybko prowadziłem do windy, aby jak najszybciej znaleźć się w aucie.
- Gdzie jedziemy? - spytała trochę zaskoczona aczkolwiek zadowolona.
- Do innego hotelu.
- Poco?
- Domyśl się. - popatrzyłem na nią z pożądaniem, zagryzłem dolną wargę i przyspieszyłem.
Wjechałem na górny parking, tak aby paparazzi nie zrobili nam zdjęcia. Szybko wynająłem pokój i wraz z Alice udaliśmy się do niego. Zamówiliśmy szampana.
Nie wiadomo kiedy poszła cała butelka, nie wiadomo kiedy przyssałem się do jej ust, a jej ciało stało się moim królestwem.
Szybko odpiąłem jej koronkowy stanik i rzuciłem go w kąt. Całowałem jej szyję, piersi, brzuch...
Nie mogłem nasycić wzroku.
Po chwili sam zdjąłem koszulkę i położyłem się na niej jednocześnie namiętnie całując. Delikatnie uniosłem pod sobą jej ciało, a moje dłonie spoczęły na jej pośladkach. Ściągnąłem z niej majtki, moje serce waliło.
Bez zbędnych gierek wszedłem w nią powoli czekając jak piśnie, ale ona tego nie zrobiła.
Leżała spokojnie i czekała na moje ruchy.
Moje płonące ciało nie było zdolne do tego, aby się zdziwić, więc wolno poruszałem biodrami.
- Szybcieeej! - jęknęła a ja spełniłem jej prośbę.
Moje podniecenie rosło.
Ściskałem jej nagie piersi, podczas gdy ona cicho szeptała do mojego ucha " tak, o tak.. "
Chwilę później wyszedłem z niej i znów położyłem się na jej nagim ciele zaczynając całować.
Była słodka jak czekolada i uzależniająca jak marihuana.
Była czymś więcej niż narkotykiem...
Czułem nad nią pełną władzę, była tylko moja. Jej ciało i umysł należały tylko do mnie.
Nie musiałem się dłużej starać by ona uzależniła się również ode mnie.
Kilka dni i już miałem ją przy sobie, była trochę zbyt łatwa, ale wiedziałem, że Carmen była jedyną dziewczyną, która potrafiła mi się oprzeć, choć nawet nie wiem jak bym się starał.
♥ ♥ ♥
Heloł, mam do Was jedno pytanie:
CZYM SOBIE ZASŁUŻYŁAM NA 25 KOMENTARZY?! :O
Dziękuję Wam strasznie-mega-bardzo za te cudowne słowa i mam nadzieję, że ten rozdział się Wam podobał choć trochę jak poprzedni. : )
Wiem, że zaczyna dziać się gorąco i ciekawa jestem waszego zdania na temat tego rozdziału.
Aha! Bym zapomniała - Rozdział dedykuję Bieberowej! :*
Fajnie, że twoja siostra popłakała się czytając 23 rozdział. :D
PEACE! :D
Tagi: ♥
PIOSENKA!
Ona, tak delikatna i piękna wtulona w moje ramiona.
Płakała.
Nie mogłem dłużej znieść tego bólu, który otaczał nas z każdej strony. Sam zacząłem płakać nie myśląc o tym, że faceci nie płaczą, a ich serce niby jest ze stali.
Może czasem było, ale nie w takiej sytuacji. Teraz nie było innego wyjścia niż płacz, smutek.
Wiedziałem, że to była moja wina.
Moja wina w całości.
Nie byłem tak ostrożny jak być powinienem, nie uważałem tak jak to było potrzebne i nie zważałem na słowa jakie płynęły z moich ust.
Jest mi wstyd.
- Mam dla ciebie prezent. - uśmiechnąłem się przez łzy, by choć na chwilę dać jej powód do radości.
Z żółtej, tekturowej torebki wyjąłem sukienkę, którą Carmen przymierzała w sklepie.
Wyglądała w niej tak pięknie, że nie chciałem by trafiła w ręce jakiejś dziewczyny, która nie mogła dorównać jej urodzie.
Patrzyła na nią chwilę z radością, aż znów spojrzała na mnie i uśmiechnęła się mówiąc " dziękuję " swoim słodkim głosikiem o seksownym, hiszpańskim akcencie.
Wziąłem oddech i napawałem się jej widokiem.
Byłem świadomy tego, że to zapewne nasze ostatnie spotkanie, choć nie wiem jak bardzo miałabym błagać Scootera i wytwórnie o naszą "przyjaźń".
Nie chciałem jej stracić, nie mogłem!
Była mi potrzebna.
Sprawiała, że jestem szczęśliwy.
Tak, może jestem egoistą i patrzę na swoje korzyści, ale nie potrafiłem inaczej.
Kto będzie miał te same, słodkie usta, uroczy, dziecinny uśmiech, idealne, opalone ciało, długie, lśniące włosy, zarażający śmiech i kto będzie dziękował mi tak cudownie jak ona po jednej, upojnej nocy za to, że byłem delikatny?
Nikt.
To wszystko było tylko dla mnie, czułem się za to odpowiedzialny a teraz przez parę słów, wypuściłem to z dłoni sprawiając, że wszystko roztrzaskało się na milion kawałków.
Po raz kolejny się do niej zbliżyłem i wtedy moje wargi spoczęły na jej słodkich, malinowych ustach, które mówiły jak bardzo mnie kochały. Zbliżyła się parę centymetrów bliżej pogłębiając pocałunek.
Czułem jej ciepło, delikatne dłonie na swoim karku i jej perfumy, które pachniały tylko na niej tak idealnie.
Choć nie raz się całowaliśmy, to byłem pewien, że ten pocałunek był najlepszy w moim życiu.
- Wystarczy. - usłyszałem głos Scootera.
Ale my nawet nie myśleliśmy o tym, aby to zakończyć.
Byłem niemal pewny, że czuła to samo co ja, że czuła, że to może trwać wiecznie, po prostu na zawsze..
Odsunęła się, by już po chwili po raz kolejny złożyć krótki pocałunek na moich wargach.
- Chyba wiecie jakie są konsekwencje waszego zachowania. - ni stąd ni zowąd do pokoju wpadła Nicki.
- Nie rozumiem dlaczego nam to robicie. - wstałem pełen złości. - Czemu nie pozwalacie być nam razem? Czemu nie chcecie żebyśmy oboje byli szczęśliwi?
- Justin, nie zaczynaj.. - westchnął Scoot.
- Czego? - roześmiałem się zerkając na przejętą Carmen. - Nawet nie mogłem zacząć tego oficjalnie, nie mogłem nic kurwa zrobić bo moje zdanie nikogo nie obchodzi! - krzyknąłem i już po chwili poczułem na swoich ramionach ciepłe dłonie Carm.
- Nie przeklinaj. - powiedział spokojnie mój menadżer.
Po rak kolejny się we mnie zagotowało.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, jestem pełnoletni i to ja mogę w pełni decydować o moim życiu! - uśmiechnąłem się cwaniacko, choć tak na prawdę, gdzieś w środku czułem się przegrany.
Ile bym walczył by to coś poskutkowało, ale to na nic.
- Ty może tak, ale Carmen wciąż ma 17 lat i jest pod opieką wytwórni. - do rozmowy wtrąciła się Nicki.
Wiedziałem, że wszystko stracone...
- Możecie nas na chwilę zostawić? - spytałem bezradnie.
Po chwili mama Carmen, Scooter i Nicki opuścili pokój, a ja spojrzałem na Carmen, która znów zalała się łzami.
Moje serce już dawno pękło.
- Żałujesz jakiejś chwili spędzonej zemną? - spytała cichutko, podczas gdy ja ocierałem jej słone, kryształowe łzy.
- Żałuję tylko tego, że tak wiele ci obiecałem, a nie dotrzymałem słowa. Chciałaś żebym był zawsze, ja też tego chciałem i gdybym cofną czas wszystko byłoby inaczej... Poza tym, mógłbym przeżyć wszystko od nowa, jeszcze raz, od początku...
- Aż do końca?
- Jeszcze dłużej.
Przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła. Czułem jak tracę powietrze, ale tak było mi dobrze. Tego potrzebowałem.
Mógłbym nawet umrzeć w jej ramionach.
- Idź już, nie chcę żeby to tak bardzo bolało. - ścisnęła krańce swojej koszulki, gdzie gdzieś pod skórą znajdowało się jej serce.
Niby jej, ale jednak moje.
Już nie.
Zniszczyłem wszystko.
- Kocham cię. - szepnąłem po raz ostatni i wybiegłem z pokoju nie chcąc słuchać jej płaczu, nie chcąc widzieć jej zawiedzionej miny i słyszeć bolącego rytmu serca.
Nie chciałem już nic.
Zaszyłem się w swoim pokoju i nie miałem ochoty na rozmowę, na jedzenie, na przyjaciół i imprezy...
Tak bardzo pragnąłem o niej zapomnieć, by choć na chwilę uspokoić swoje sumienie, ale to na nic.
Za każdym razem, za każdą piosenką, której słuchałem ona wracała. I choć to głupie, ja wyobrażałem sobie jak jest koło mnie, szepcze mi do ucha jaki jestem wspaniały i delikatnie mnie całuje prosząc by zostało tak jak jest.
Dni mijały tak szybko i nawet nie zdałem sobie sprawy kiedy minęły dwa tygodnie od naszej rozłąki.
Cały świat już wiedział, że byliśmy nie tylko najlepszymi przyjaciółmi, ale parą, która była w stanie przeżyć ze sobą całe życie.
Mógłbym oddać wszystko, po prostu wszystko by być nikim. Takim szarym nastolatkiem, ale koło niej.
Mógłbym patrzeć jak co dzień wygrzewa się w słońcu w tym cudownym bikini w niebieskim kolorze i co chwila zerka na mnie patrząc co robię. Wtedy zauważa, że ja również ją obserwuje, delikatnie się uśmiecha i pyta " no co? " rozbawionym głosem.
Rozmyślałem tak całymi godzinami, codziennie nawet wtedy gdy byłem w studiu nagrywając piosenki.
Ale w końcu Sobota, mogę po raz kolejny tu zostać, nie być przez nikogo osądzany i wciąż użalać się na dobą.
Czułem jak wchodzi mi to w krew.
I nagle do pokoju wpadł Ryan - mój najlepszy przyjaciel z czasów byłego Justina z Kanady.
- Ryan, co ty tu robisz?! - po raz pierwszy od tygodnia na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Nie ten, który wmawiał mamie, że z dnia na dzień czuję się lepiej, ale ten szczery, którego brakowało.
- Przyleciałem specjalnie po to, żeby postawić cię na nogi chłopie! - rzekł twardo uderzając pięścią w dłoń. - Wiem co się stało i nie będę ukrywał, że przysłał mnie Scooter. Rozumiem, że jest ci trudno zapomnieć o tej dziewczynie i wcale ci się nie dziwię, ale co da ci rozpamiętywanie i wspomnienia, które nie wrócą? Warto nabyć nowe, nie uważasz? Na pewno nie znajdziesz ich tu, w pokoju. Sam z dołującą muzyką. - podszedł do odtwarzacza od iPoda i wyciągnął z niego kabelek jednocześnie sprawiając, że normalny świat nagle powrócił. - Musisz wziąć się w garść Justin. - przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i nagle poczułem jak jego słowa trafiają w moje serce.
Miał bez wątpienia racje, ale ciężko przejść z teorii do wprowadzenia czegoś w życie.
A mnie trudno było sobie uświadomić, że Carmen już mnie nie przytuli, pocałuje...
- Rozumiesz co powiedziałem? - po raz kolejny mną potrząsnął.
- Tak, wydaje mi się, że tak. - wzruszyłem ramionami i wstałem udając pewnego siebie.
Nie miałem zamiaru ranić kolejnych osób które kochałem tak więc postanowiłem okłamywać ich i wmawiać, że wszystko jest w porządku.
Że niby zapomniałem, choć w głębi wiedziałem, że to nigdy nie nastąpi.
To było zbyt wnikliwe w pamięć.
Następnego dnia
Wziąłem oddech na nowy dzień, prysznic, nowe ciuchy i wraz z przyjacielem i jego namową udaliśmy się na plaże.
W drodze nie mogłem obyć się bez sprawdzenia najnowszych nowin o moim życiu.
O mnie ucichło, lecz najnowszym tematem był ' tajemniczy romans ' Harrego Stylesa i Carmen Cedello.
Ich przesłodzony wzrok, trzymanie się za ręce i niewinne pocałunki przyprawiały mnie o mdłości.
Nie mogłem uwierzyć, że dwa tygodnie po 'nas' są już 'oni'.
- Daj mi to. - Ryan wyją telefon z moich dłoni. - Daj sobie spokój. Ona najwidoczniej szybko pozbierała się po rozłące.. - rzekł i szybko wlazł na wypożyczony jacht.
Czułem jak ściska mnie w gardle i ogarnia mnie złość. Nie dochodziło do mnie to, że tak szybko o wszystkim zapomniała i znalazła pocieczenie w innym.
Ryan po raz kolejny miał racje. Nie warto się nią przejmować, skoro ona nie przejmuje się mną.
Dni mijały a ja wraz z nimi.
Nikt nie dawał mi spokoju byle tylko był uśmiechnięty.
A ja?
Oczywiście byłem, bo oni tego chcieli, moi fani tego potrzebowali, ale ja czułem, że jest mi to zbędne.
Uśmiech nie był potrzebny mi w życiu.
Choć tak na prawdę ucieszyłem się gdy usłyszałem, że pojedziemy w trasę.
Koncerty, wywiady, próby... To wszystko dało mi nadzieję, że w końcu zapomnę, że nie będzie mnie to obchodziło i dam sobie spokój z ciągłym sprawdzaniem plotek o Carmen i jej oficjalnym chłopaku - Harrym.
Wcale do siebie nie pasowali, ale podobno byli szczęśliwi.
No i zaczęło się...
Piski i omdlenia, a to przecież dopiero ogłoszenie krajów do których jedziemy.
Miesiąc później
Wszystko było gotowe.
Ja byłem gotowy, co nie oznacza, że już oprzytomniałem.
Wciąż byłem chory, wciąż widziałem ją, gdy siedzi koło mnie i leży w moich objęciach.
Najważniejsze było to, że wszyscy łykali to, że jestem najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie.
Bilety rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, jeden po drugim w kilka minut.
Nasz pierwszy cel - Oslo.
Cześć mordeczki!
Na początek wszystkie najlepszego dzieciaki, a po drugie kocham Waaaas i dziękuję, ze CAŁE 22 KOMENTARZE!
Jesteście boscy! : *
Oczami Justina
Ona, tak delikatna i piękna wtulona w moje ramiona.
Płakała.
Nie mogłem dłużej znieść tego bólu, który otaczał nas z każdej strony. Sam zacząłem płakać nie myśląc o tym, że faceci nie płaczą, a ich serce niby jest ze stali.
Może czasem było, ale nie w takiej sytuacji. Teraz nie było innego wyjścia niż płacz, smutek.
Wiedziałem, że to była moja wina.
Moja wina w całości.
Nie byłem tak ostrożny jak być powinienem, nie uważałem tak jak to było potrzebne i nie zważałem na słowa jakie płynęły z moich ust.
Jest mi wstyd.
- Mam dla ciebie prezent. - uśmiechnąłem się przez łzy, by choć na chwilę dać jej powód do radości.
Z żółtej, tekturowej torebki wyjąłem sukienkę, którą Carmen przymierzała w sklepie.
Wyglądała w niej tak pięknie, że nie chciałem by trafiła w ręce jakiejś dziewczyny, która nie mogła dorównać jej urodzie.
Patrzyła na nią chwilę z radością, aż znów spojrzała na mnie i uśmiechnęła się mówiąc " dziękuję " swoim słodkim głosikiem o seksownym, hiszpańskim akcencie.
Wziąłem oddech i napawałem się jej widokiem.
Byłem świadomy tego, że to zapewne nasze ostatnie spotkanie, choć nie wiem jak bardzo miałabym błagać Scootera i wytwórnie o naszą "przyjaźń".
Nie chciałem jej stracić, nie mogłem!
Była mi potrzebna.
Sprawiała, że jestem szczęśliwy.
Tak, może jestem egoistą i patrzę na swoje korzyści, ale nie potrafiłem inaczej.
Kto będzie miał te same, słodkie usta, uroczy, dziecinny uśmiech, idealne, opalone ciało, długie, lśniące włosy, zarażający śmiech i kto będzie dziękował mi tak cudownie jak ona po jednej, upojnej nocy za to, że byłem delikatny?
Nikt.
To wszystko było tylko dla mnie, czułem się za to odpowiedzialny a teraz przez parę słów, wypuściłem to z dłoni sprawiając, że wszystko roztrzaskało się na milion kawałków.
Po raz kolejny się do niej zbliżyłem i wtedy moje wargi spoczęły na jej słodkich, malinowych ustach, które mówiły jak bardzo mnie kochały. Zbliżyła się parę centymetrów bliżej pogłębiając pocałunek.
Czułem jej ciepło, delikatne dłonie na swoim karku i jej perfumy, które pachniały tylko na niej tak idealnie.
Choć nie raz się całowaliśmy, to byłem pewien, że ten pocałunek był najlepszy w moim życiu.
- Wystarczy. - usłyszałem głos Scootera.
Ale my nawet nie myśleliśmy o tym, aby to zakończyć.
Byłem niemal pewny, że czuła to samo co ja, że czuła, że to może trwać wiecznie, po prostu na zawsze..
Odsunęła się, by już po chwili po raz kolejny złożyć krótki pocałunek na moich wargach.
- Chyba wiecie jakie są konsekwencje waszego zachowania. - ni stąd ni zowąd do pokoju wpadła Nicki.
- Nie rozumiem dlaczego nam to robicie. - wstałem pełen złości. - Czemu nie pozwalacie być nam razem? Czemu nie chcecie żebyśmy oboje byli szczęśliwi?
- Justin, nie zaczynaj.. - westchnął Scoot.
- Czego? - roześmiałem się zerkając na przejętą Carmen. - Nawet nie mogłem zacząć tego oficjalnie, nie mogłem nic kurwa zrobić bo moje zdanie nikogo nie obchodzi! - krzyknąłem i już po chwili poczułem na swoich ramionach ciepłe dłonie Carm.
- Nie przeklinaj. - powiedział spokojnie mój menadżer.
Po rak kolejny się we mnie zagotowało.
- Nie będziesz mi mówił co mam robić, jestem pełnoletni i to ja mogę w pełni decydować o moim życiu! - uśmiechnąłem się cwaniacko, choć tak na prawdę, gdzieś w środku czułem się przegrany.
Ile bym walczył by to coś poskutkowało, ale to na nic.
- Ty może tak, ale Carmen wciąż ma 17 lat i jest pod opieką wytwórni. - do rozmowy wtrąciła się Nicki.
Wiedziałem, że wszystko stracone...
- Możecie nas na chwilę zostawić? - spytałem bezradnie.
Po chwili mama Carmen, Scooter i Nicki opuścili pokój, a ja spojrzałem na Carmen, która znów zalała się łzami.
Moje serce już dawno pękło.
- Żałujesz jakiejś chwili spędzonej zemną? - spytała cichutko, podczas gdy ja ocierałem jej słone, kryształowe łzy.
- Żałuję tylko tego, że tak wiele ci obiecałem, a nie dotrzymałem słowa. Chciałaś żebym był zawsze, ja też tego chciałem i gdybym cofną czas wszystko byłoby inaczej... Poza tym, mógłbym przeżyć wszystko od nowa, jeszcze raz, od początku...
- Aż do końca?
- Jeszcze dłużej.
Przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła. Czułem jak tracę powietrze, ale tak było mi dobrze. Tego potrzebowałem.
Mógłbym nawet umrzeć w jej ramionach.
- Idź już, nie chcę żeby to tak bardzo bolało. - ścisnęła krańce swojej koszulki, gdzie gdzieś pod skórą znajdowało się jej serce.
Niby jej, ale jednak moje.
Już nie.
Zniszczyłem wszystko.
- Kocham cię. - szepnąłem po raz ostatni i wybiegłem z pokoju nie chcąc słuchać jej płaczu, nie chcąc widzieć jej zawiedzionej miny i słyszeć bolącego rytmu serca.
Nie chciałem już nic.
Zaszyłem się w swoim pokoju i nie miałem ochoty na rozmowę, na jedzenie, na przyjaciół i imprezy...
Tak bardzo pragnąłem o niej zapomnieć, by choć na chwilę uspokoić swoje sumienie, ale to na nic.
Za każdym razem, za każdą piosenką, której słuchałem ona wracała. I choć to głupie, ja wyobrażałem sobie jak jest koło mnie, szepcze mi do ucha jaki jestem wspaniały i delikatnie mnie całuje prosząc by zostało tak jak jest.
Dni mijały tak szybko i nawet nie zdałem sobie sprawy kiedy minęły dwa tygodnie od naszej rozłąki.
Cały świat już wiedział, że byliśmy nie tylko najlepszymi przyjaciółmi, ale parą, która była w stanie przeżyć ze sobą całe życie.
Mógłbym oddać wszystko, po prostu wszystko by być nikim. Takim szarym nastolatkiem, ale koło niej.
Mógłbym patrzeć jak co dzień wygrzewa się w słońcu w tym cudownym bikini w niebieskim kolorze i co chwila zerka na mnie patrząc co robię. Wtedy zauważa, że ja również ją obserwuje, delikatnie się uśmiecha i pyta " no co? " rozbawionym głosem.
Rozmyślałem tak całymi godzinami, codziennie nawet wtedy gdy byłem w studiu nagrywając piosenki.
Ale w końcu Sobota, mogę po raz kolejny tu zostać, nie być przez nikogo osądzany i wciąż użalać się na dobą.
Czułem jak wchodzi mi to w krew.
I nagle do pokoju wpadł Ryan - mój najlepszy przyjaciel z czasów byłego Justina z Kanady.
- Ryan, co ty tu robisz?! - po raz pierwszy od tygodnia na mojej twarzy zawitał uśmiech.
Nie ten, który wmawiał mamie, że z dnia na dzień czuję się lepiej, ale ten szczery, którego brakowało.
- Przyleciałem specjalnie po to, żeby postawić cię na nogi chłopie! - rzekł twardo uderzając pięścią w dłoń. - Wiem co się stało i nie będę ukrywał, że przysłał mnie Scooter. Rozumiem, że jest ci trudno zapomnieć o tej dziewczynie i wcale ci się nie dziwię, ale co da ci rozpamiętywanie i wspomnienia, które nie wrócą? Warto nabyć nowe, nie uważasz? Na pewno nie znajdziesz ich tu, w pokoju. Sam z dołującą muzyką. - podszedł do odtwarzacza od iPoda i wyciągnął z niego kabelek jednocześnie sprawiając, że normalny świat nagle powrócił. - Musisz wziąć się w garść Justin. - przyjaciel poklepał mnie po ramieniu i nagle poczułem jak jego słowa trafiają w moje serce.
Miał bez wątpienia racje, ale ciężko przejść z teorii do wprowadzenia czegoś w życie.
A mnie trudno było sobie uświadomić, że Carmen już mnie nie przytuli, pocałuje...
- Rozumiesz co powiedziałem? - po raz kolejny mną potrząsnął.
- Tak, wydaje mi się, że tak. - wzruszyłem ramionami i wstałem udając pewnego siebie.
Nie miałem zamiaru ranić kolejnych osób które kochałem tak więc postanowiłem okłamywać ich i wmawiać, że wszystko jest w porządku.
Że niby zapomniałem, choć w głębi wiedziałem, że to nigdy nie nastąpi.
To było zbyt wnikliwe w pamięć.
Następnego dnia
Wziąłem oddech na nowy dzień, prysznic, nowe ciuchy i wraz z przyjacielem i jego namową udaliśmy się na plaże.
W drodze nie mogłem obyć się bez sprawdzenia najnowszych nowin o moim życiu.
O mnie ucichło, lecz najnowszym tematem był ' tajemniczy romans ' Harrego Stylesa i Carmen Cedello.
Ich przesłodzony wzrok, trzymanie się za ręce i niewinne pocałunki przyprawiały mnie o mdłości.
Nie mogłem uwierzyć, że dwa tygodnie po 'nas' są już 'oni'.
- Daj mi to. - Ryan wyją telefon z moich dłoni. - Daj sobie spokój. Ona najwidoczniej szybko pozbierała się po rozłące.. - rzekł i szybko wlazł na wypożyczony jacht.
Czułem jak ściska mnie w gardle i ogarnia mnie złość. Nie dochodziło do mnie to, że tak szybko o wszystkim zapomniała i znalazła pocieczenie w innym.
Ryan po raz kolejny miał racje. Nie warto się nią przejmować, skoro ona nie przejmuje się mną.
Dni mijały a ja wraz z nimi.
Nikt nie dawał mi spokoju byle tylko był uśmiechnięty.
A ja?
Oczywiście byłem, bo oni tego chcieli, moi fani tego potrzebowali, ale ja czułem, że jest mi to zbędne.
Uśmiech nie był potrzebny mi w życiu.
Choć tak na prawdę ucieszyłem się gdy usłyszałem, że pojedziemy w trasę.
Koncerty, wywiady, próby... To wszystko dało mi nadzieję, że w końcu zapomnę, że nie będzie mnie to obchodziło i dam sobie spokój z ciągłym sprawdzaniem plotek o Carmen i jej oficjalnym chłopaku - Harrym.
Wcale do siebie nie pasowali, ale podobno byli szczęśliwi.
No i zaczęło się...
Piski i omdlenia, a to przecież dopiero ogłoszenie krajów do których jedziemy.
Miesiąc później
Wszystko było gotowe.
Ja byłem gotowy, co nie oznacza, że już oprzytomniałem.
Wciąż byłem chory, wciąż widziałem ją, gdy siedzi koło mnie i leży w moich objęciach.
Najważniejsze było to, że wszyscy łykali to, że jestem najszczęśliwszym dzieciakiem na świecie.
Bilety rozchodziły się jak ciepłe bułeczki, jeden po drugim w kilka minut.
Nasz pierwszy cel - Oslo.
♥ ♥ ♥
Cześć mordeczki!
Na początek wszystkie najlepszego dzieciaki, a po drugie kocham Waaaas i dziękuję, ze CAŁE 22 KOMENTARZE!
Jesteście boscy! : *
Tagi: ♥
Rano obudziłam się ze wszystkimi wspomnieniami z wczoraj.
Nie czułam się najlepiej.
Nie miałam nawet ochoty na prysznic, który zazwyczaj sprawiał mi tyle przyjemności.
No i co z tego, że jestem zazdrosna? Chyba każda byłaby na moim miejscu.
Zwłaszcza, że to Selena Gomez.
SELENA GOMEZ do jasnej CHOLERY!
Gdy tylko o niej pomyślałam poczułam jak ktoś rozrywa moje serce.
Na portalach już huczało o wczorajszym obiedzie.
" Justin Bieber z przyjaciółką i byłą dziewczyną na obiedzie w drogiej restauracji! "
To tylko jeden z hordy napisów, który przytłaczał mnie co raz to bardziej.
W głowie wciąż miałam jej przesłodkie oczka, które wciąż patrzyły na Justina.
Dobra, trzeba się uspokoić, wziąć w garść i choć przez chwilę o tym nie myśleć.
W szlafroku zeszłam na dół, gdzie ujrzałam mamę krzątającą się po kuchni.
- Cześć kochanie. - uśmiechnęła się na mój widok.
- Hej.
- Oho, znam ten wzrok. - pokiwała głową. - O co chodzi?
- Na początek wstaw wodę na kawę. - jęknęłam zakrywając twarz dłońmi.
Pomimo tego, że przed chwilą obiecałam sobie, że choć na chwilę zapomnę o wczorajszym wieczorze jak i o całym tygodniu, musiałam się komuś wyżalić. W końcu, po raz pierwszy w życiu przyznałam się jej, że między mną, a Justinem jest coś poważniejszego niż przyjaźń i kiedy jej emocje sięgnęły zenitu, po wszelkich pisakach i okazywaniu radości, opowiedziałam jej co wydarzyło się wczoraj.
Mina od razu jej zrzedła.
- Kochanie bardzo mi przykro..
- Mnie również. - odparłam upijając łyk kawy.
- Na pewno zaraz wszystko wróci do normy. - uśmiechnęła się.
- Na pewno. - powtórzyłam.
- Co powiesz na zakupy? Dzisiaj idziesz do The Oprah Winfrey Show, więc musisz jakoś wyglądać. - roześmiała się blondynka.
Mama - choć czasem złośliwa i nierozumiejąca niektórych spraw, zawsze zrozumie moje problemy sercowe. Zawsze jest po mojej stronie i czasem rozumie mnie lepiej niż Rose.
- Kocham cię mamo. - uśmiechnęłam się po raz pierwszy tego dnia, właśnie za pomocą jej słów i od razu zgodziłam się na zakupy.
Po małym śniadaniu podskoczyłam na górę i wybrałam jakieś ciuchy na dziś.
- Hej Josh. Jedziemy z mamą na zakupy, przyjedź.
- Zaraz będę.
Włożyłam telefon do torebki i założyłam okulary na nos.
Chwilę potem do domu zawitał Josh i przekąsił coś podczas gdy mama jeszcze szykowała się na miasto.
- Dobra, jestem gotowa. - oznajmiła i wszyscy troje wsiedliśmy do auta.
- A co myślisz o tej?
- Jest śliczna, przymierz ją. - uśmiechnęłam się do mamusi i czekałam przed przymierzalnią.
Nagle zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odezwałam się oschłym tonem widząc, że na wyświetlaczu pisze " boyfriend <3 "
- Możemy się spotkać? - spytał Justin.
- Teraz nie mogę, jestem z mamą na zakupach.
- To wpadnę wieczorem.
- Idę do Oprah'y.
- Carmen, dobrze wiesz, że ta rozmowa musi się odbyć. - oznajmił trochę przejętym tonem.
- Wkurzyłeś mnie, wiesz? - uznałam, że teraz to najlepszy moment. Przynajmniej się nie ugnę widząc jego błyszczące oczy.
- Wiem, jest mi strasznie głupio.
- Bardzo dobrze.
- Wybaczysz mi? - spytał z nutką nadziej.
- Carmen, no i jak!? - zawołała mama z przymierzalni.
- Kończę, cześć. - rzuciłam sucho i rozłączyłam się.
Przynajmniej przez chwilę mogłam poczuć, że to ja wygrałam i że choć raz miałam nad nim jakąś kontrole, a on czuł do mnie słabość.
Chyba muszę stosować tą metodę " oschłej Carmen " częściej.
- Wyglądasz w niej cudownie. - uśmiechnęłam się do mamy i kiedy wróciła do przymierzalni ja rozejrzałam się po coś dla siebie. Na końcu dużego sklepu stała cudowna, lekko różowa sukienka.
" Muszę ją mieć " - od razu pomyślałam kierując się w tamtą stronę. I kiedy już miałam ją na wyciągniecie ręki, by przynajmniej poczuć materiał, ktoś był szybszy i wziął do ręki wieszak z numerem 35.
Jęknęłam pod nosem i pochyliłam głowę do góry by spojrzeć kto jest tak bezczelny, że kradnie mi ostatnią sukienkę w moim rozmiarze.
- Śliczna, nie uważasz? - spytał Justin oglądając sukienkę.
- Robisz tu zakupy? Aaaa, przepraszam, może wybierasz coś dla Seleny? - uśmiechnęłam się uroczo, wiedząc, że nerwowo zareaguje na te słowa.
- Przestań tak mówić. - z jego twarzy nagle znikł uśmiech.
- Przymierzasz, czy dasz mi ją? - spytałam nie zważając na jego słowa.
- Pod warunkiem, że cię w niej zobaczę. - i znów cwaniacki uśmiech!
- Zobaczysz. Włącz Oprah Show i już. - wyrwałam mu sukienkę z ręki i kierowałam się w stronę przymierzalni.
- Wolałbym jakoś przyspieszyć czas. - zawołał goniąc mnie.
- Nie ty jeden. - odparłam.
- Przepraszam, ale to damska przymierzalnia. - drogę zastawiła mu zafascynowana Justinem pracownica.
- Może tylko na chwileczkę? - użył swojego olśniewającego uśmiechu no i babka nie miała z nim szans.
Ugięła się mówiąc:
- Ale tylko na chwilkę. - cicho zachichotała i odeszła na bok.
Przewróciłam tylko oczami słysząc tą gadkę-szmatkę jednocześnie zdejmując bluzkę którą miałam na sobie.
Po chwili usłyszałam pukanie.
- Zajęte. - powiedziałam wiedząc, że to Justin.
Po chwili drzwi same się uchyliły, a ja szybko je pociągnęłam tak, aby nie wszedł. Przez parę sekund trwała szarpanina, aż przegrałam.
Bieber mocno pociągnął za drzwi, wpadł jak burza i chowając ręce za sobą zamknął je na klucz. Zbliżał się do mnie bardzo powoli, a ja krok za krokiem szłam do tyłu, aż ściana zagrodziła mi dalszą drogę.
Chłopak dwie ręce oparł tuż obok mojej głowy i powoli się nachylał.
Już czułam jego oddech na moich ustach, cudowne perfumy, ale nie chciałam dziś przegrać, więc go odepchnęłam.
- Dasz mi przymierzyć tą sukienkę? - pytanie oczywiście było retoryczne bo i tak nic nie miał tu do gadania.
- Możesz już to skończyć? - spytał jakby znudzony.
- Skończyć? Co ja takiego robię? - roześmiałam się. - Ach, przepraszam! Może zapoznaję cię z moim byłym facetem, a potem przy tobie wspominam jak nam było cudownie. Na sam koniec przyznaję, że jest taka możliwość iż do niego wrócę. To wszystko moja wina, masz w zupełności rację! - moja złość wciąż rosła, choć pomimo bólu wciąż udawałam, że jestem twarda, nieugięta.
- Hej, czy mi się wydaje, czy jesteś zazdrosna? - lekko się ożywił znów podchodząc do mnie.
- Nie, Justin! Jestem zła na ciebie bez żadnego powodu! - prychnęłam.
Stanęłam przed lustrem w tej niesamowitej kiecce i musiałam przyznać, że wyglądam na prawdę ładnie.
- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. - jego usta spoczęły na moim gołym ramieniu.
Po chwili oboje usłyszeliśmy dziewczęce piski.
Justin otworzył drzwi przebieralni, a przed nią stała grupka dziewczyn, które miały łzy w oczach, a w dłoniach trzymały telefony.
Serce mocniej zabiło, a oddech gwałtownie przyspieszył.
Byłam pewna, że usłyszały dosłownie wszystko i miałam żal do siebie, że oboje byliśmy tak nieostrożni ze słowami.
Wszystko stało nad przepaścią.
- Kocham jak przyjaciółkę. - udał, że dokańcza zdanie, ale na to było już za późno.
- Daj sobie spokój. - szepnęłam wypychając go z przebieralni.
Miałam już łzy w oczach, gdy zakładałam wcześniejsze ubrania.
Bałam się, że teraz zmieni się zbyt dużo, że jeśli to nagrały, traf to do sieci, to nie będzie takiego pojęcia jak "my".
Otarłam chusteczką mokre oczy, założyłam okulary i szybkim krokiem wyszłam z przebieralni nie patrząc na Justina ze smutkiem w oczach i dziewczyny, które śliniły się do niego.
Złapał mnie za dłoń, ale ja poczułam, że potrzebuję samotności.
Choć na chwilę.
Wyszłam z centrum handlowego tak szybko, że mama nie nadążała dotrzymać mi kroku.
Bez słowa wsiadłyśmy do auta i w ciągłym milczeniu dotarłyśmy do domu.
Od progu złapałam za notebooka i w myślach błagałam boga by choć na chwilę dał mi powód do radości.
Niestety...
Filmik z nagraniem był już w sieci i pomimo, że zdarzenie odbyło się kilka minut wcześniej obejrzało go już milion osób.
Słychać było każde słowa, a najwyraźniej " przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. " Potem wychodzi z garderoby, a jego oczach maluje się złość i nienawiść.
Nie mogłam tego dłużej wytrzymać, nie potrafiłam być dłużej "twardą", dałam sobie spokój i przegrałam sama ze sobą.
Rozpłakałam się jak nigdy.
- Co teraz? - szepnęłam szlochając.
Mama wzięła głęboki oddech i już wyczułam, że słowa które wypowie przyjdą jej z trudem.
Na całe szczęście zadzwonił telefon i nie musiałam słuchać tego co MUSI powiedzieć.
- Witaj Def. - przywitała szefa wytwórni. Zerknęła na mnie ostatni raz i wyszła z pokoju. Otarłam mokre oczy i wytężałam słuch aby usłyszeć słowo, mieć jakąś nadzieję.
Najmniejszą...
Po chwili odłożyła telefon i unikała mojego wzroku.
- Co ci powiedział?! - spytałam zaciskając powieki.
Ona tylko milczała sprawiając, że czułam się co raz gorzej, nie mogłam znieść tej ciszy. - Co powiedział?! - wydarłam się na cały głos.
Teraz bałam się wszystkiego, ale najbardziej bałam się tego, że to co miałam... Ulotni się przez parę słów.
Nagle w oczach mamy dostrzegłam iskierkę odwagi.
Wzięłam głęboki oddech.
- Kochanie... Nie wiem jak ci to powiedzieć.. - wciąż błądziła wzrokiem. - Jest mi bardzo przykro, ale to koniec. Nie możesz więcej spotykać się z Justinem. - po jej policzku spłynęła pierwsza łza, którą otarła.
Ścisnęłam wargi z całych sił, kalecząc przy tym język i wybiegłam z pokoju.
Szłam po schodach tak głośno jak to było możliwe, chciałam żeby wiedziała, co się stało.
Jak BARDZO skrzywdzili mnie ludzie.
Jak strasznie jest mi źle.
Rzuciłam się na łóżko i chowając głowę w poduszkach ryczałam jak dziecko.
Nie mogłam uwierzyć, że straciłam tak wiele przez parę słów.
W tej chwili byłam w stanie zrobić dosłownie wszystko, a na pewno wybaczyć Justiowi by poczuć jego ciepło przy moim ciele, jego wargi na moich wargach i jego przyspieszony oddech.
Chciałam cofnąć czas, ale to wszystko było niemożliwe choć nie wiem jak wielką cenę miałabym zapłacić.
Wolałabym teraz zrobić milion gorszych rzeczy tylko dlatego by nie usłyszeń tego okropnego słowa "koniec"
- Carmen... - do pokoju weszła mama.
- Wyjdź stąd. - rzekłam sucho próbując powstrzymać się od płaczu wciąż mając twarz w poduszkach.
- Kochanie, chodź do mnie. - usłyszałam szept Justina.
Gwałtownie wstałam i nie mogłam uwierzyć, że tu jest, siedzi tuż obok mnie.
Rozchylił ramiona i przytulił mnie z całych sił.
Nie mogłam dłużej udawać. Rozpłakałam się mocząc jego koszulkę, a po chwili usłyszałam jak on również cichutko szlocha.
- Nie chcę się rozstawać. - moje usta drżały. - Justin, proszę! Nie pozwól na to! - znów zaczęłam płakać.
Spojrzał na mnie swoimi cudownymi oczami przepełnionymi łzami, smutkiem i bólem i po raz kolejny wziął mnie w objęcia zachłannie całując.
Akcja bardzo podobna do sytuacji która przed chwilą wydarzyła się w moim życiu.
Rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, która ratuje mi dupę w tak niesamowity sposób.
Kocham cię jak nie wiem i dziękuję, że jesteś, bo bez ciebie to wszystko byłoby w tej chwili niczym! ♥
Nie czułam się najlepiej.
Nie miałam nawet ochoty na prysznic, który zazwyczaj sprawiał mi tyle przyjemności.
No i co z tego, że jestem zazdrosna? Chyba każda byłaby na moim miejscu.
Zwłaszcza, że to Selena Gomez.
SELENA GOMEZ do jasnej CHOLERY!
Gdy tylko o niej pomyślałam poczułam jak ktoś rozrywa moje serce.
Na portalach już huczało o wczorajszym obiedzie.
" Justin Bieber z przyjaciółką i byłą dziewczyną na obiedzie w drogiej restauracji! "
To tylko jeden z hordy napisów, który przytłaczał mnie co raz to bardziej.
W głowie wciąż miałam jej przesłodkie oczka, które wciąż patrzyły na Justina.
Dobra, trzeba się uspokoić, wziąć w garść i choć przez chwilę o tym nie myśleć.
W szlafroku zeszłam na dół, gdzie ujrzałam mamę krzątającą się po kuchni.
- Cześć kochanie. - uśmiechnęła się na mój widok.
- Hej.
- Oho, znam ten wzrok. - pokiwała głową. - O co chodzi?
- Na początek wstaw wodę na kawę. - jęknęłam zakrywając twarz dłońmi.
Pomimo tego, że przed chwilą obiecałam sobie, że choć na chwilę zapomnę o wczorajszym wieczorze jak i o całym tygodniu, musiałam się komuś wyżalić. W końcu, po raz pierwszy w życiu przyznałam się jej, że między mną, a Justinem jest coś poważniejszego niż przyjaźń i kiedy jej emocje sięgnęły zenitu, po wszelkich pisakach i okazywaniu radości, opowiedziałam jej co wydarzyło się wczoraj.
Mina od razu jej zrzedła.
- Kochanie bardzo mi przykro..
- Mnie również. - odparłam upijając łyk kawy.
- Na pewno zaraz wszystko wróci do normy. - uśmiechnęła się.
- Na pewno. - powtórzyłam.
- Co powiesz na zakupy? Dzisiaj idziesz do The Oprah Winfrey Show, więc musisz jakoś wyglądać. - roześmiała się blondynka.
Mama - choć czasem złośliwa i nierozumiejąca niektórych spraw, zawsze zrozumie moje problemy sercowe. Zawsze jest po mojej stronie i czasem rozumie mnie lepiej niż Rose.
- Kocham cię mamo. - uśmiechnęłam się po raz pierwszy tego dnia, właśnie za pomocą jej słów i od razu zgodziłam się na zakupy.
Po małym śniadaniu podskoczyłam na górę i wybrałam jakieś ciuchy na dziś.
- Hej Josh. Jedziemy z mamą na zakupy, przyjedź.
- Zaraz będę.
Włożyłam telefon do torebki i założyłam okulary na nos.
Chwilę potem do domu zawitał Josh i przekąsił coś podczas gdy mama jeszcze szykowała się na miasto.
- Dobra, jestem gotowa. - oznajmiła i wszyscy troje wsiedliśmy do auta.
- A co myślisz o tej?
- Jest śliczna, przymierz ją. - uśmiechnęłam się do mamusi i czekałam przed przymierzalnią.
Nagle zadzwonił mój telefon.
- Tak? - odezwałam się oschłym tonem widząc, że na wyświetlaczu pisze " boyfriend <3 "
- Możemy się spotkać? - spytał Justin.
- Teraz nie mogę, jestem z mamą na zakupach.
- To wpadnę wieczorem.
- Idę do Oprah'y.
- Carmen, dobrze wiesz, że ta rozmowa musi się odbyć. - oznajmił trochę przejętym tonem.
- Wkurzyłeś mnie, wiesz? - uznałam, że teraz to najlepszy moment. Przynajmniej się nie ugnę widząc jego błyszczące oczy.
- Wiem, jest mi strasznie głupio.
- Bardzo dobrze.
- Wybaczysz mi? - spytał z nutką nadziej.
- Carmen, no i jak!? - zawołała mama z przymierzalni.
- Kończę, cześć. - rzuciłam sucho i rozłączyłam się.
Przynajmniej przez chwilę mogłam poczuć, że to ja wygrałam i że choć raz miałam nad nim jakąś kontrole, a on czuł do mnie słabość.
Chyba muszę stosować tą metodę " oschłej Carmen " częściej.
- Wyglądasz w niej cudownie. - uśmiechnęłam się do mamy i kiedy wróciła do przymierzalni ja rozejrzałam się po coś dla siebie. Na końcu dużego sklepu stała cudowna, lekko różowa sukienka.
" Muszę ją mieć " - od razu pomyślałam kierując się w tamtą stronę. I kiedy już miałam ją na wyciągniecie ręki, by przynajmniej poczuć materiał, ktoś był szybszy i wziął do ręki wieszak z numerem 35.
Jęknęłam pod nosem i pochyliłam głowę do góry by spojrzeć kto jest tak bezczelny, że kradnie mi ostatnią sukienkę w moim rozmiarze.
- Śliczna, nie uważasz? - spytał Justin oglądając sukienkę.
- Robisz tu zakupy? Aaaa, przepraszam, może wybierasz coś dla Seleny? - uśmiechnęłam się uroczo, wiedząc, że nerwowo zareaguje na te słowa.
- Przestań tak mówić. - z jego twarzy nagle znikł uśmiech.
- Przymierzasz, czy dasz mi ją? - spytałam nie zważając na jego słowa.
- Pod warunkiem, że cię w niej zobaczę. - i znów cwaniacki uśmiech!
- Zobaczysz. Włącz Oprah Show i już. - wyrwałam mu sukienkę z ręki i kierowałam się w stronę przymierzalni.
- Wolałbym jakoś przyspieszyć czas. - zawołał goniąc mnie.
- Nie ty jeden. - odparłam.
- Przepraszam, ale to damska przymierzalnia. - drogę zastawiła mu zafascynowana Justinem pracownica.
- Może tylko na chwileczkę? - użył swojego olśniewającego uśmiechu no i babka nie miała z nim szans.
Ugięła się mówiąc:
- Ale tylko na chwilkę. - cicho zachichotała i odeszła na bok.
Przewróciłam tylko oczami słysząc tą gadkę-szmatkę jednocześnie zdejmując bluzkę którą miałam na sobie.
Po chwili usłyszałam pukanie.
- Zajęte. - powiedziałam wiedząc, że to Justin.
Po chwili drzwi same się uchyliły, a ja szybko je pociągnęłam tak, aby nie wszedł. Przez parę sekund trwała szarpanina, aż przegrałam.
Bieber mocno pociągnął za drzwi, wpadł jak burza i chowając ręce za sobą zamknął je na klucz. Zbliżał się do mnie bardzo powoli, a ja krok za krokiem szłam do tyłu, aż ściana zagrodziła mi dalszą drogę.
Chłopak dwie ręce oparł tuż obok mojej głowy i powoli się nachylał.
Już czułam jego oddech na moich ustach, cudowne perfumy, ale nie chciałam dziś przegrać, więc go odepchnęłam.
- Dasz mi przymierzyć tą sukienkę? - pytanie oczywiście było retoryczne bo i tak nic nie miał tu do gadania.
- Możesz już to skończyć? - spytał jakby znudzony.
- Skończyć? Co ja takiego robię? - roześmiałam się. - Ach, przepraszam! Może zapoznaję cię z moim byłym facetem, a potem przy tobie wspominam jak nam było cudownie. Na sam koniec przyznaję, że jest taka możliwość iż do niego wrócę. To wszystko moja wina, masz w zupełności rację! - moja złość wciąż rosła, choć pomimo bólu wciąż udawałam, że jestem twarda, nieugięta.
- Hej, czy mi się wydaje, czy jesteś zazdrosna? - lekko się ożywił znów podchodząc do mnie.
- Nie, Justin! Jestem zła na ciebie bez żadnego powodu! - prychnęłam.
Stanęłam przed lustrem w tej niesamowitej kiecce i musiałam przyznać, że wyglądam na prawdę ładnie.
- Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. - jego usta spoczęły na moim gołym ramieniu.
Po chwili oboje usłyszeliśmy dziewczęce piski.
Justin otworzył drzwi przebieralni, a przed nią stała grupka dziewczyn, które miały łzy w oczach, a w dłoniach trzymały telefony.
Serce mocniej zabiło, a oddech gwałtownie przyspieszył.
Byłam pewna, że usłyszały dosłownie wszystko i miałam żal do siebie, że oboje byliśmy tak nieostrożni ze słowami.
Wszystko stało nad przepaścią.
- Kocham jak przyjaciółkę. - udał, że dokańcza zdanie, ale na to było już za późno.
- Daj sobie spokój. - szepnęłam wypychając go z przebieralni.
Miałam już łzy w oczach, gdy zakładałam wcześniejsze ubrania.
Bałam się, że teraz zmieni się zbyt dużo, że jeśli to nagrały, traf to do sieci, to nie będzie takiego pojęcia jak "my".
Otarłam chusteczką mokre oczy, założyłam okulary i szybkim krokiem wyszłam z przebieralni nie patrząc na Justina ze smutkiem w oczach i dziewczyny, które śliniły się do niego.
Złapał mnie za dłoń, ale ja poczułam, że potrzebuję samotności.
Choć na chwilę.
Wyszłam z centrum handlowego tak szybko, że mama nie nadążała dotrzymać mi kroku.
Bez słowa wsiadłyśmy do auta i w ciągłym milczeniu dotarłyśmy do domu.
Od progu złapałam za notebooka i w myślach błagałam boga by choć na chwilę dał mi powód do radości.
Niestety...
Filmik z nagraniem był już w sieci i pomimo, że zdarzenie odbyło się kilka minut wcześniej obejrzało go już milion osób.
Słychać było każde słowa, a najwyraźniej " przecież wiesz, że kocham tylko ciebie. " Potem wychodzi z garderoby, a jego oczach maluje się złość i nienawiść.
Nie mogłam tego dłużej wytrzymać, nie potrafiłam być dłużej "twardą", dałam sobie spokój i przegrałam sama ze sobą.
Rozpłakałam się jak nigdy.
- Co teraz? - szepnęłam szlochając.
Mama wzięła głęboki oddech i już wyczułam, że słowa które wypowie przyjdą jej z trudem.
Na całe szczęście zadzwonił telefon i nie musiałam słuchać tego co MUSI powiedzieć.
- Witaj Def. - przywitała szefa wytwórni. Zerknęła na mnie ostatni raz i wyszła z pokoju. Otarłam mokre oczy i wytężałam słuch aby usłyszeć słowo, mieć jakąś nadzieję.
Najmniejszą...
Po chwili odłożyła telefon i unikała mojego wzroku.
- Co ci powiedział?! - spytałam zaciskając powieki.
Ona tylko milczała sprawiając, że czułam się co raz gorzej, nie mogłam znieść tej ciszy. - Co powiedział?! - wydarłam się na cały głos.
Teraz bałam się wszystkiego, ale najbardziej bałam się tego, że to co miałam... Ulotni się przez parę słów.
Nagle w oczach mamy dostrzegłam iskierkę odwagi.
Wzięłam głęboki oddech.
- Kochanie... Nie wiem jak ci to powiedzieć.. - wciąż błądziła wzrokiem. - Jest mi bardzo przykro, ale to koniec. Nie możesz więcej spotykać się z Justinem. - po jej policzku spłynęła pierwsza łza, którą otarła.
Ścisnęłam wargi z całych sił, kalecząc przy tym język i wybiegłam z pokoju.
Szłam po schodach tak głośno jak to było możliwe, chciałam żeby wiedziała, co się stało.
Jak BARDZO skrzywdzili mnie ludzie.
Jak strasznie jest mi źle.
Rzuciłam się na łóżko i chowając głowę w poduszkach ryczałam jak dziecko.
Nie mogłam uwierzyć, że straciłam tak wiele przez parę słów.
W tej chwili byłam w stanie zrobić dosłownie wszystko, a na pewno wybaczyć Justiowi by poczuć jego ciepło przy moim ciele, jego wargi na moich wargach i jego przyspieszony oddech.
Chciałam cofnąć czas, ale to wszystko było niemożliwe choć nie wiem jak wielką cenę miałabym zapłacić.
Wolałabym teraz zrobić milion gorszych rzeczy tylko dlatego by nie usłyszeń tego okropnego słowa "koniec"
- Carmen... - do pokoju weszła mama.
- Wyjdź stąd. - rzekłam sucho próbując powstrzymać się od płaczu wciąż mając twarz w poduszkach.
- Kochanie, chodź do mnie. - usłyszałam szept Justina.
Gwałtownie wstałam i nie mogłam uwierzyć, że tu jest, siedzi tuż obok mnie.
Rozchylił ramiona i przytulił mnie z całych sił.
Nie mogłam dłużej udawać. Rozpłakałam się mocząc jego koszulkę, a po chwili usłyszałam jak on również cichutko szlocha.
- Nie chcę się rozstawać. - moje usta drżały. - Justin, proszę! Nie pozwól na to! - znów zaczęłam płakać.
Spojrzał na mnie swoimi cudownymi oczami przepełnionymi łzami, smutkiem i bólem i po raz kolejny wziął mnie w objęcia zachłannie całując.
♥ ♥ ♥
Akcja bardzo podobna do sytuacji która przed chwilą wydarzyła się w moim życiu.
Rozdział dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce, która ratuje mi dupę w tak niesamowity sposób.
Kocham cię jak nie wiem i dziękuję, że jesteś, bo bez ciebie to wszystko byłoby w tej chwili niczym! ♥
Tagi: ♥
Siemka, Fani Justina Biebra - pokażcie jak go kochacie głosując na niego w linku poniżej. Być może nasze marzenia o koncert w końcu się spełnią. ; )
LINK!
LINK!
Tagi: informacja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz